CBF używam dalej jako woła roboczego i jeżdżę nią do pracy na budowę. Przez ostatnie kilka dojazdów zacząłem słyszeć dochodzące od tyłu motocykla różne dziwne, niepokojące hałasy, zgrzyty, stuki. Myślałem, że problem wywołuje napęd, gdyż miał na tamten moment przejechane 73 tys.km. Po każdym przejeździe do pracy robiłem więc coś, aby poprawić jego stan. Jednego dnia go wyczyściłem – bez poprawy. Drugiego nasmarowałem, bo zobaczyłem, że w olejarce skończył się olej. Brak poprawy. Trzeciego – naciągnąłem, bo wydawał się nieco za luźny. Poprawy brak. Ostatecznie zajrzałem do zębatki zdawczej, ale nie była jakaś bardzo tragiczna… Fakt, że zgrzyty dochodziły również przy toczeniu się na wysprzęglonym silniku pozwalało mi wyeliminować z kręgu podejrzanych sprzęgło.
Gdy już rozglądałem się za nowym napędem, pomyślałem, że poza łańcuchem z tyłu motocykla jest też koło mocowane na łożyskach, a te ostatni raz wymieniane były… prawie 12 lat wcześniej przy przebiegu 61 tys.km. Miały więc przejechane 160 tys.km :).
Luz na kole jakiś poczułem, więc je zdjąłem i oczom moim ukazała się teksańska masakra glebogryzarką. Po wydłubaniu tego, co z prawego łożyska zostało, dziwiłem się, jakim cudem nie zabiłem się dzień wcześniej, lecąc z pracy 150km/h.
Koło zawiozłem do znajomego mechanika, który sprawę ogarnął mi w dwa dni.
Koło założyłem i przy pierwszej przejażdżce nie poznałem motocykla! Pomimo zakatowanych opon i starego napędu zaczął jeździć niesamowicie cicho i bez wibracji, a na zakrętach wróciła niesamowita precyzja prowadzenia. Jej brak zwalałem na wspomniane, mocno zużyte opony… Zakręty znów zaczęły wychodzić jak od cyrkla, a ja znowu polubiłem jazdę Staruchą :).