.: Moje przygody z motocyklami :.

MZ 250: Kalendarium (4)



Menu:

Strona główna
Nowości
Motocykle
Wyjazdy
Warsztat
Galeria
Autor

| 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 |

31 stycznia 2004 - kolanko i znowu sztywny Abel.
Dzisiaj polazłem do sklepu i kupiłem nowe kolanko wydechu, bo nasze jest strasznie już zaruściałe. Wziąłem też nową nakrętkę do tego kolanka.
W garażu udało nam się zrzucić stare kolanko, ale niestety okazało się, że nowa nakrętka jest za krótka. Skręciliśmy więc to używając starej nakrętki. Teraz z nowym, chromowanym kolankiem motorek zyskał sporo na wyglądzie :).



Niestety co z tego, że wygląda, gdy znowu przestał zapalać... Już nie wiem co go może boleć. Ale objawy są dokładnie takie same jak wcześniej... :(

5 luty 2004 - reanimacja.
No, wkurzyłem się i zabrałem poważnie za motor.
Przede wszystkim kupiłem zestaw naprawczy do gaźnika do MZtki (a w zasadzie to wymieniłem za niego tą nakrętkę do kolanka). Z bratem wymontowaliśmy po raz kolejny gaźnik i powymienialiśmy mu wszystkie dyszki, zaworki, śruby regulacyjne itd.
Po założeniu gaziola poszliśmy kopać. Ale niestety dalej działo się wszystko tak jak wcześniej. Etka zapaliła i zdechła.
No to się wkurzyłem znowu i idąc za radą kogoś z pl.rec.motocykle wyjęliśmy tłumik - a nóż jest zapchany. I tak zaczęliśmy kopać dalej.
Raz motor zagadał i póki trzymałem go na 3 tyś. obrotów jakoś pracował. Zacząłem kręcić śrubami przy gaźniku i... silnik zgasł. Ponieważ głośne to było jak skurczybyk, dmuchnąłem w wydech - przelot idealny. Założyliśmy tlumik na powrót. Ale kopanie nic nie dawało.
W końcu w akcie desperacji wykręciłem świecę. I proszę - brak iskry! Na nowej świecy!
Poszedłem do WSK, wyciągnąłem zapasową świecę F95, wkręciłem ją i... jak ręką odjął!
Motor zapalił z pierwszego, wolne obroty zaraz udało mi się ustawic i zaraz też pojeździłem :). Co prawda trochę jeszcze sprzęgło ślizga, ale co tam. Grunt, że motor jeździ! :D
Of korz od razu wieczorem w dwa motorki poszliśmy trochę z bratem pojeździć :). WSK nie ma się co równać do MZty. Ta ostatnia ma takiego kopa, że o ja piernicze ;). Raz nawet przypadkiem postawiłem ją na gumę! I raz się kulnąłem na niej nawet 110 km/h, ale przy tej prędkości coś zaczęła przerywać.
No cóż. I tak jest fantastycznie jak na regulację gaźnika sposobem "na oko" przez dwóch laików ;).

18 marca 2004 - linka sprzęgła.
Długa przerwa w pisaniu spowodowana była tym, że w MZcie... absolutnie nic się nie psuje :). Przez ten czas tylko śmigałem w co cieplejsze dni. Nie musiałem kompletnie nic koło motocykla robić... Aż do dzisiaj :(.
Pojechaliśmy z bratem trochę pośmigać na motorkach - ot tak się przewietrzyć.
Jakieś 5 km od domu przesiedliśmy się - ja na MZtkę a brat na WSK.
No i po chwili jazdy, po wrzuceniu trzeciego biegu klamka sprzegla została luźna. Schyliłem się (ciągle jadąc), żeby poruszyć linkę w miejscu gdzie wchodzi do dekla - zazwyczaj pomagło (od czsu do czasu się tak ta linka klinowała). Ale tym razem zamiast usłyszeć trzask odsakującej linki... wyciagnęłem ją prawie całkiem z dekla!
Sytuacja była niewesoła. Nie mogłem się zatrzymać, bo zdusiłbym motocykl, a Wizja pchania go 5 km do domu nie uśmiechała mi się za bardzo. A tu czekały na mnie miasto, zakręty, skrzyżowania, ronda... Wszystko bez sprzęgła, możliwości zatrzymania się, czy w ogóle zmiany biegu! No ale jakoś z tą zapiętą trójką dokulałem się do domu (tu brawa dla elastycznosści silnika MZ - na tym biegu spokojnie jechałem zarówno 20 jak i 70 km/h). Udało się ;).
W najbliższym czasie kupię nową linkę i ją wymienię. Mam nadzieje, że to nic poważniejszego...

19 marca 2004 - naprawa i usterka.
No i już naprawione ;). Okazało się, że to tylko była wina linki. Po prostu urwała się baryłka przy manetce. Wystarczyło zmienić linkę i już szafa gra. Tylko będę musiał wyregulować wstępne naprężenie linki pod deklem, bo sprzęgło trochę ciągnie, a przy manetce regulacji już zabrakło.
No a poza tym ujawnił się drobny kłopot - odkręciło mi się już drugi raz to nowe kolanko wydechowe. Muszę wymyślić jakiś patent, żeby to się nie działo, bo jak sie to poluzuje, to motor ryczy jak dwulitrowy drag na pustych wydechach :D.

29 marca 2004 - kolanko.
Dzisiaj brat uszczelnił to kolanko wydechowe. Tzn. według rad z 4um motocyklistów poskręcał to wkładając między kolanko a wydech trochę blachy aluminiowej z puszki po piwie ;). Wygląda na to, że teraz już się to będzie trzymać :).

10 kwietnia 2004 - wypadzik.
Dzisiaj troszkę sobie polataliśmy w cztery motocykle :). MZtka spisała się jak zwykle na medal ;). Więcej o tym tutaj!
Gdzieś po drodze wymieniłem jeszcze w MZcie filtr powietrza. Dzięki temu motorek przestał się dusić przy 110 km/h i można nim polecieć więcej :).

17-18 kwietnia 2004 - Zlot w Stodołach.
W weekend odbył się zlot 4umowiczów w Rybniku-Stodołach :). Jak coś więcej o tym napiszę, to dam tutaj linka. MZtka spisała się znowu na medal ;).



10 kwietnia 2004 - 130 km/h i 40 tyś. km przebiegu.
Dzisiaj pojechałem sobie na motorku do Gliwic i w drodze powrotnej uzyskałem jakieś 130 km/h :D. To jest mój nowy oficjalny rekordzik ;). Ale potem zaczęło się dziać coś niedobrego i już wracałem spokojnie. Tzn. dwa razy motor mi zaczął przy 110 km/h hamować silnikiem, jakby nagle stracił iskrę... Może już świeca ma dość? Ciągle jeżdżę na tej F95 z WSK ;).
Aha, wracając do domu stuknęło mi na liczniku 40 000 km przebiegu :). Motor ma już u nas zrobione jakieś 500 km :).

1-2 maja 2004 - Słowacja.
Na długi weekend po raz pierwszy w życiu wybrałem się w dalszą podróż na motorze razem z ludźmi z klubu "Cyklop", do którego się zapisałem. MZta spisała się rewelacyjnie mimo bardzo ciężkich warunków pogodowych. Zresztą, wszystko opisałem tutaj :D.
Motorek ma już 40500 km przebiegu ;), a więc u nas nakręcił już 1kkm.



7 maja 2004 - uszczelniacze przedniego zawieszenia.
Wyjeżdżając na Słowację obiecałem Eci, że jeśli się ładnie spisze, to w nagrodę wymienię jej przednie uszczelniacze. A ponieważ spisała się rewelacyjnie, trzeba było z obietnicy się wywiązać.
No i dzisiaj to zrobiłem razem z bratem. Wymiana okazała się prosta i przyjemna. Rozebranie motocykla bezproblemowe. Stary olej zlaliśmy, wypłukaliśmy nowym, założyliśmy nowe simmery, wlaliśmy gęstszy olej do zawieszenia (Castrol 15W40 - był pod ręką :P) i wszystko poskładaliśmy. Of korz pod górne korki poszło troche silikonu, żeby olej nie smarkał.
I co? Zawieszenie jest dużo twardsze. Nie nurkuje już tak przy hamowaniu. Pewniej się prowadzi w zakrętach, choć komfort trochę na tym ucierpiał ;). Ale przynajmniej nic już nie dobija i nie cieknie ;). A to duże zalety...

16 maja 2004 - jazda we dwóch ;).
Dzisiaj tak się jakoś złożyło, że pierwszy raz pojechaliśmy we dwoch z bratem na Eci.
Heh i Ecia powiedziala nam, że możemy się wypałować ;).
Nawet szła sobie jako tako, a że usiłowaliśmy utrzymać się za motorkiem ojca (kupił obie parę dni temu Kawasaki VN 750 Vulcan), to poganialiśmy około 90 km/h. A tu też były górki, wzniesienia i trzeba było trzymać wyższe obroty, wachlowacć biegami itd.
No i jak przyszło, że się zatrzymaliśmy na chwilę, to okazało się, że Etka przeraźliwie kopci. Po prostu zasłona dymna. Biały śmierdzący dym.
Zaraz motor zgasiliśmy. Ale kopciło się z tłumika dalej...
No ładnie - my bez jednego klucza, jakieś 20 km od domu, a tu nam motor defektuje.
Z tłumika ciągle kopciło na biało, ale mimo to chciałem sprawdzic, czy jeszcze gdziekolwiek pojedziemy.
Kopnałem.
Opdaliła jak zawsze bardzo chętnie.
Ki diabel?
Już się bałem, że mi padł simmer i silnik ciągnie olej ze skrzynki. Ale po tym odpaleniu i ponownym wyłączeniu silnika, Ecia przestała kopcić.
Przesiadłem się więc na motor ojca, a brat powolutku pojechał do domu. Ale już się nic więcej niedobrego nie działo.
Najprawdopodobniej przesilony silnik tak rozgrzał wydech, że podpaliły się w nim złogi niedopalonego oleju. Inaczej nie potrafię tego sobie wyjaśnić. Potem jak motor ciut przestygł i go kopnąłem - zdmuchnałem płomień lub po prostu wydmuchałem pozostały w tłumiku dym. Eta potem chodziła bardzo dobrze i już więcej nie kopciła.
Heh, jednak dwóch chłopów na siedemnastolatkę to za dużo ;).

19 maja 2004 - silnik przerywa.
Dzisiaj nagle zaczął mi dość mocno przerywać silnik powyżej 4-4,5 tyś. obrotów. Ciekawe czy to ma wpływ z tym co się działo ostatnio :|. Ciekawe też co nagle zaczęło ją boleć? Kondensator?
Będę musiał to wybadać...

20 maja 2004 - i już silnik chodzi jak dzwon ;).
Hehe, okazało się, że wytarł się już młoteczek przerywacza :). Wystarczyło powiększyć przerę między platynkami, która była już minimalna i wszystko wróciło do normy :). Miodzio.



| 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 |

Copyright (c) by zbyhu