.: Moje przygody z motocyklami :.

Rajdzik Raciborski 2004.



Menu:

Strona główna
Nowości
Motocykle
Wyjazdy
Warsztat
Galeria
Autor

10 kwietnia, całkiem przypadkowo, nawineliśmy na koła z moim bratem, Wujem i kolegą około 80 km w cztery motocykle. Wypadzik naprawdę wart zapamiętania...
A było to tak:
Podczas jazd testowych na WSK (po niewielkich ingerencjach w gaźnik i zapłon) spotkałem przypadkiem kolegę Draco Fishera z 4um Motocyklistów jadącego na swoim Intruderze 700. Razem podjechaliśmy pod mój blok, gdzie stała również MZtka i brat z kaskiem :). Po dłuższych rozmowach i przymiarkach do motocykla Draco ;) postanowiliśmy pokręcić się trochę po Rybniku. Była chyba gozina 19...
Początkowo nie chciałem jechać nigdzie dalej, bo godzinę wcześniej coś defektowało mi przednie koło w motorze (blokowało się), ale po kilku kilometrach bezproblemowej jazdy po mieście złamałem się...
Najpierw postanowiliśmy podjechać do Wuja - a nóż też będzie miał ochotę się przewietrzyć?
Wuj to wuj - po 10 minutach od naszego przyjazdu w pełnym rynsztunku juz siedział na swym grzmiącym Marauderze 800.
A więc skład już się skrystalizował: Marauder 800 - Wuj Lech, Intruder 700 - Draco Fisher, MZ ETZ 250 - brat Wojtek i WSK 175 - ja :). Pozostało tylko obrać kierunek jazdy...
Decyzja: "jedziemy w kierunku Raciborza, potem się zobaczy". Tak też się stało - wyszedłem na prowadzenie, jako najsłabszy zawodnik i... dojechaliśmy do samego Raciborza :).
A co sie na trasie nie działo!
Jechaliśmy od czasu do czasu koło siebie dwójkami, a raz nawet w trzy motocykle - na całej szerokości drogi :). To by trzeba było zobaczyć...
Ponadto bardzo sympatycznie odnosili się do nas ludzie - na całej niemal trasie nam pomachiwali :).


Gdzieś na trasie. Zatrzymał nas przejazd kolejowy.

W Raciborzu podjęliśmy decyzję, że podjedziemy z kolei do Rud Raciborskich, gdzie wstąpimy do knajpy na herbatkę (jednak trochę nas przewiało - już było ciemno i chłodno).
I w ten sposób znaleźliśmy sie w restauracji "Pod Kasztanami" w Rudach.


Tu się ogrzaliśmy...

Zanim jednak tam weszliśmy, to trochę było zamieszania z parkowaniem motocykli. A przecież to świetna okazja do robienia fotek :D.


Zapinam blokadę kierownicy. W końcu ten motor z tych czterech jest najwartościowszy ;).


Od lewej: Draco Fisker, zbyhu i wuj Lech.


Skład podobny - w miejscu wuja mój brat Wojtek.

W końcu jednak weszliśy do środka i napiliśmy się tej herbaty. I tu padło kilka fotek ;)...


Jeszcze nie ma herbaty...


...już teraz jest. Nie dzwonię po lawetę - tak na wszelki wypadek zaznaczam ;).

Po herbatce znowu sesja fotek przed knajpą:


Dwa Japończyki... Eee, ja tam wole WSK ;).


Mam gogle! ;]


Komu w drogę, temu trampki...

Jak już się zebraliśmy, to dalsza trasa była prosta. I ciemna :). Niesamowicie jechało się po nocy drogą wiodącą przez las z Rud do Rybnika. Tzn. było fajnie dopiero wtedy, gdy już w ruchu ustawiłem sobie poprawnie lampę :). I cały ten odcinek przejechałem na pełnym gwizdku. Chciałoby się rzecz, że odstawiłem kolumnę, ale chyba to nie przejdzie ;).

Wypadzik był świetny. Motorek kolejny raz mnie nie zawiódł i ładnie mnie powoził po świecie. Oby tak przez cały sezon!

Góra strony

Copyright (c) by zbyhu