No i nastał ten dzień. Wstaliśmy z Ojcem o 3:00 rano i przed 4:00 ruszyliśmy Polonezem w drogę do Lubonia (mieścina pod Poznaniem). Dotarliśmy na miejsce chwilę po 9:00. Obejrzeliśmy motocykl, przejechałem się nim… Oczywiście cudów nie ma – znalazłem ślady gleby na lewą stronę, tj. porysowaną owiewkę, pęknięcie czachy i nieco dogięty lewy wydech do osi motocykla. Ale nie stwierdziłem żadnych poważniejszych dolegliwości w moto i zdecydowałem się je kupić :). Cenę udało się nam stargować na równe 21 tys.zł.
Przed 11:00 ruszyliśmy do domu. Ojciec w busie ze sprzedającym, a ja sam w Poldku. Trochę się napociłem, żeby dotrzymać kroku 130-sto konnemu Citroenowi Jumperowi przy wyprzedzaniu, ale ostatecznie wspólnie dojechaliśmy ok. 16:00 pod garaż w Rybniku :).
Moto schowaliśmy w garażu, w domu zapłaciliśmy handlarzowi za sprzęta i gość pojechał w drogę powrotną do Lubonia… W sumie odważny był – do ostatniego momentu nie widział pieniędzy…
Jeszcze tego wieczoru większością rodzinki wylądowaliśmy pod garażem, by podziwiać mój nowy nabytek :).
Mam znowu Hondę!! 😀