Przez ostatnie trzy dni dostawałem od mechanika zdjęcia przedstawiające obraz nędzy i rozpaczy, do którego doprowadziłem CBFę.
To, że napęd musiał być zakatowany, to wiedziałem, ale obraz zębatki zdawczej i tak zadziwił. Okazuje się, że mocniej hamuję silnikiem, niż przyspieszam – cienkie jak żyletki zęby „wygły do tyłu” ;).
Wiedziałem też, że mam urwaną „miseczkę” stopki bocznej, ale dopiero mechanik mnie „zgwałcił”, żeby kupić jakąś używaną, dobrą stopkę.
Ale pojawiło się sporo innych, nieznanych mi szkód w ogródku…
Chłodnica i wentylator zalepione były błotem z budowy, obejmy wydechów przerdzewiałe (rozpadły się przy rozkręcaniu) i – chyba najbardziej spektakularnie – rozwalone okazały się zaworki jednokierunkowe systemu dopalania spalin. CBF była w ASO kilka razy na przestrzeni lat i jestem w 100% pewien, że NIGDY tam nikt nie zajrzał… Przy okazji kanały dolotowe w głowicy, współpracujące z tymi zaworkami, totalnie się zapchały.
Najgorsze wieści jednak pochodziły z głowicy. Tu luzy na zaworach ssących były w normie (ha, 43kkm nie ruszane!), ale wydechowe były wszystkie do korekty. To jeszcze też nie byłaby tragedia, gdyby nie fakt, że jeden zawór na czwartym garnku bardzo znacząco odstawał od reszty.
Są więc dwie opcje – albo przy poprzedniej regulacji ten zawór został źle wyregulowany, albo coś się z nim zaczęło dziać. Z nim lub z jego gniazdem… Nie zdecydowałem się jednak na zrzucanie głowicy – pojeździmy, zobaczymy.
Najsmutniejszą jednak wieścią był wyrok śmierci technicznej, w postaci osiągnięcia granicznego wymiaru krzywek wałków rozrządu. Wg. słów mechanika kolejna regulacja zaworów za 24kkm praktycznie nie będzie miała sensu…
Cóż, się używa, się zużywa. Pojeździmy, zobaczymy! 😉