Skandynawia 2005 (46) | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
<=Poprzedni | ... | 25-43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | ... | Następny=>
Dzień 46 - 3.08.2005 Dzisiejszy dzień był trochę mniej przyjemny od dwóch poprzednich z racji deszczowej pogody, ale pełen był pozytywnych chwil, toteż do straconych nie należał. Ale po kolei - jak zwykle... Podnieśliśmy się o 7:30. Przywitała nas bura pogoda. Ciężkie nisko wiszące chmury raczej nie miały dobrych zamiarów, toteż po zwinięciu obozu od razu ubraliśmy się w nasze kombinezony przeciwdeszczowe. Ruszyliśmy w dalszą drogę ku Bergen około 9:00 rano. Już po paru kilometrach rozpadało się... :| Kierowaliśmy się na miasto Odda. Mijaliśmy po drodze kilka fantastycznych tuneli, które miały tę zaletę, że było w nich ciepło i chroniły nas przed deszczem. Każdy jeden był więc jakby zbawieniem i już jakoś nie myśleliśmy o szukaniu objazdów ;). Po drodze najbardziej miło wspominam jazdę czymś w rodzaju głębokiego wąwozu. Po lewej płynęła rzeka, wzdłuż której jechaliśmy i po obu stronach mieliśmy strzeliste, zielone ściany z obrośniętych skał. Sprawiało to wrażenie niesamowicie dzikiego miejsca, którego dopełnieniem był napotkany przez nas wodospad. Oczywiście porobiliśmy tam kilka fotek, po czym pomknęliśmy dalej. W Oddzie zatrzymaliśmy się na szybkie tankowanie, po czym zjechaliśmy na boczną drogę nr 550, aby jechać lewym wybrzeżem fiordu Sor. Widoki na pewno byłyby lepsze gdyby nie pogoda. Praktycznie drugi brzeg fiordu był miejscami ledwie widoczny zza chmur i mgły. Jadąc cały czas tym wybrzeżem, dojechaliśmy do miejscowości Utne, w której było Hardanger Folkemuseum - tj. coś w rodzaju skansenu. Zgromadzone tam były stare, zabytkowe drewniane domki mieszkalne. I co lepsze - udało nam się tam wpasować za friko ;). Na czas zwiedzania deszcz się uspkoił, więc przynajmniej po skansenie nie lataliśmy w kombinezonach. Ponieważ ciągle padało, wbiliśmy się w małe, prowizoryczne zadaszenie z blachy, znalezione w lesie. Rozpalając kuchenkę spowodowałem mały pożar, ale obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie ;). Gdy się już ogrzaliśmy ciepłym jedzonkiem, garnki umyliśmy w pobliskiej rzece i wróciliśmy na prom. Gdy czekaliśmy na wejście na pokład, Krzychu w informacji turystycznej dowiedział się, że z Jondal, w którym byliśmy, mogliśmy asfaltówką podjechać pod sam lodowiec :). Już wcześniej chcieliśmy to zrobić, ale najpierw omineliśmy jedną drogę, a potem drugiej nie potrafiliśmy zlokalizować... No to w drogę! Wąski i kręty asfalt wcinał się w niesamowity wręcz krajobraz, a my na naszych motorkach połykaliśmy kilometry. Oczywiście aparat ciągle był w ruchu :). Droga coraz węższa, coraz bardziej kręta, coraz głębsze skarpy po bokach. Tam nie opłacało się wypaść z drogi... ;). W jednym miejscu zobaczyłem taki w miarę równy, kamienisty "podjazd" i oczywiście obudziła się we mnie żyłka jazdy tereonowej :). Wkulałem się na ten podjazd i oczom moim ukazał się naprawdę fantastyczny widok. W końcu przyszło nam zjechać z powrotem do Jondal. Droga w dół przebiegała tą samą asfaltówką, ale znowu uwieczniona została na wielu fotografiach, gdyż nieco poprawiła się pogoda i światło słoneczne niemal kompletnie odmieniło krajobraz :). Ze Skutevik ruszyliśmy drogą nr 7 w kierunku Bergen - już bez większych emocji i wydarzeń wartych zapamiętania. No, jedynie mijane tunele dały mi nową radość życia doczesnego, a mianowicie - strzelanie z tłumika ;). Nieźle się to po takich tunelach niosło!! ;) Jakieś 50km przed Bergen zjechaliśmy na boczne drogi w poszukiwaniu noclegu. Nie było to jednak łatwe i poszukiwania trwały dosyć długo... Ostatecznie namiot stanął na dużej, pustej działce, leżącej tuż koło drogi, którą przyjechaliśmy. Nic bardziej schowanego nie udało nam się znaleźć... Pogoda rzeźnicka, ale widoki niesamowite :). Na pewno nie był to zmarnowany czas. Stan licznika po dzisiejszym dniu: 52196km. <=Poprzedni | ... | 25-43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | ... | Następny=> Góra strony |
Copyright (c) by zbyhu |