Praktycznie zaraz po odbiorze motocykla umówiłem sobie termin na pierwszą wymianę oleju, która miała być wykonana do pierwszego tysiąca kilometrów. Termin wypadł na 25 października – 6 dni po odbiorze motocykla z salonu.
Mimo późnej jesieni nawinięcie tych kilometrów nie stanowiło problemu – nawet musiałem się ograniczać ;). Wyzwaniem za to okazał się przejazd do salonu. Tego dnia przyszedł pierwszy przymrozek, więc gdy ruszałem o 8:00 rano z domu, były 2 stopnie na minusie…
Podgrzewane manetki, handbary i tempomat pozwoliły mi jakoś przeżyć – na miejscu byłem przed 9:00.
Maszyna wjechała na warsztat i zaledwie godzinę później była gotowa do drogi. Prosto z salonu pojechałem do roboty i po drodze na liczniku pojawiła się pierwsza – miejmy nadzieję z wielu – okrągła liczba :).
Oznaczało to, że wszedłem w kolejną fazę docierania silnika i mogłem kręcić go nieco wyżej – zamiast do 5 tys.obr, co dawało jakieś 125km/h, legalne stało się 6 tys.obr i ok. 150km/h :).
Spora różnica!