Wprowadzenie
Wyjazd niniejszy zaczęliśmy planować na początku roku, gdy okazało się, że moja siostra – żona Krzyśka – jest w ciąży. Doszliśmy do wniosku, że z uwagi na bliskie rozwiązanie w okresie wakacyjnym pewnie i tak wspólnie nigdzie nie wyjadą, a będzie to ostatni gwizdek dla Krzyha, aby wyskoczyć gdzieś dalej na moto. Gdy się dziecko pojawi, będzie to już zdecydowanie trudniejsze ;).
Początkowo naszym celem nie była Rumunia. Mieliśmy machnąć zupełnie inną trasę – chcieliśmy wykonać autostradowy sprint na Wiadukt Millau we Francji i wracać przez Alpy tak długo, jak czas i kasa pozwolą. Ale na mniej więcej dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem, gdy zrobiłem zarys trasy i oszacowałem przybliżony koszt wyjazdu, okrągła sumka z wyliczeń lekko Krzyśka przeraziła. Stanowiła ona bowiem całe jego oszczędności życiowe, sprzed zakupu nowych opon do moto ;).
Zaproponowałem wówczas wyjazd do Rumunii i zaliczenie dwóch najsłynniejszych dróg w rumuńskich Karpatach – Transalpiny i Drogi Transfogaraskiej. Trasa do pokonania była o połowę krótsza względem sprintu na Millau, a tańsze paliwo po drodze i możliwość spania w Rumunii na dziko pozwalały dodatkowo w znaczący sposób przyciąć koszty.
Ten plan nie przekraczał budżetu, którym Krzyhu dysponował, więc mogliśmy jechać. Start w trasę uzgodniliśmy na sobotę 1 czerwca i do dyspozycji mieliśmy cały tydzień do następnej niedzieli…
I wreszcie, po trzyletniej przerwie, znowu byłem w trasie! 🙂