Wprowadzenie.

Jak piszę te słowa, to mało już z tego zlotu pamiętam, gdyż minęły niemal 3 lata. Tak jakoś wyszło ;).
Zlot odbył się w dniach od 13 do 15 września 2013 r. Był to czas kiedy trochę się w moim życiu pozmieniało. Znalazłem nową pracę dwa miesiące wcześniej – wylądowałem na kontrakcie budowlanym w Siedlcach, gdzie oczywiście musiałem zamieszkać. Do Rybnika zjeżdżałem tylko na weekendy.
Termin zlotu był dla mnie również dosyć skomplikowany, bowiem odbywał się od piątku 13 września, a w czwartek 12 września byłem na weselu kolegi w Rybniku.
Także wróciłem do domu z Siedlec 11 września po pracy, 12 września weseliłem się do późnych godzin nocnych, 13 września odsypiałem i wizytowałem Siostrę, której urodził się synek zaledwie tydzień wcześniej (6 września) i dopiero w sobotę, 14 września mogłem pojechać na zlot.

Sobota, 14.09.2013 r.

Nie pamiętam, o której wyjechałem :). Jeśli się nie mylę, to jechałem spory kawałek – do Węzła Sośnica na autostradzie A1 – z rodzicami. Odprowadzili mnie do tego miejsca, skąd dalej pojechałem na Pyrzowice.
Spakowany byłem już nie tylko na zlot, ale również na cały tydzień pobytu w Siedlcach, bowiem miejsce zlotu – ośrodek Topornia pod Przysuchą – był mniej więcej w połowie drogi między Rybnikiem a Siedlcami. Planowałem prosto ze zlotu pojechać na swój roboczy Sybir.
Zjechawszy z A1, pojechałem w stronę Zawiercia i dalej do Jędrzejowa w stronę krajowej siódemki. Trasą tą ominąłem Kielce i za Skarżyskiem-Kamienną, w okolicach Szydłowca skręciłem w lewo na drogę wojewódzką 727, która doprowadziła mnie praktycznie do celu.
Na miejscu zdziwiłem się, bo nie zastałem prawie nikogo. Ekipa chyba jeździła lub była na obiedzie.
W ośrodku wynajęty mieliśmy duży drewniany dom z kilkoma pokojami i – gdy się ludziska pozjeżdżały – w jednym z nich zostawiłem swoje graty.

Ze znanych mi osób na zlocie z tego co pamiętam był Goramo, Dziku, Mtr, Sarnaon, PeterS, Pat-Pat. Generalnie były same samce i jedna, jedyna Syla :).

Przez długi czas siedzieliśmy tak na tych schodach i nalewaliśmy się ze wszystkiego, jak loża szyderców. Ot, taki stacjonarny, zlotowy relaksik przy piwku.

Gdy zapadł wieczór, zorganizowaliśmy ognisko i przy nim toczyła się impreza do późnych godzin nocnych.

Ja piłem początkowo tylko piwo, ale potem, razem z Sylą, zaczęliśmy łoić whiskacza z colą. Z braku szklanek – z przeciętej na pół butelki od coli ;).

Ogólnie zlot był dosyć kameralny i stacjonarny. Działo się w sumie niewiele – być może dzień wcześniej wszyscy się wyszumieli i nie mieli już tyle energii do zabawy :P.
Gwiazdą zlotu był kolega Miedziany z Gostynia, który nawijał jak szalony, sypał anegdotami i dowcipami sytuacyjnymi, jak z rękawa :).
Mało szczegółów pamiętam. Wiem, że z Sylą byliśmy jednymi z ostatnich, którzy odeszli od ogniska, a potem jeszcze długo w domku rozmawialiśmy – chyba do 4 rano…

Niedziela, 15.09.2013 r.

Dzień ten był dniem powrotu do domów. Jakoś dziwnie szybko wszyscy wstali i poznikali, także chyba koło południa zostaliśmy z Sylą sami w ośrodku. Pożegnaliśmy po kolei wszystkich, a przy okazji miałem szansę pomacać Triumpha Tigera 800 od Sarny. Zacny sprzęt!

Gdy już wszyscy zniknęli, my musieliśmy jeszcze trochę odparować – alkomat był nieubłagany ;).
Do domu ruszyliśmy jakoś godzinę po odjeździe ostatniego zlotowicza. Z Toporni wyjechaliśmy do Przysuchej, potem dwunastką do Radomia i dalej siódemką na Grójec. Tam zatrzymaliśmy się, pożegnaliśmy i pognaliśmy każdy do siebie – Syla do Warszawy, a ja pięćdziesiątką przez do Mińska Mazowieckiego i dalej na Siedlce.
W mieszkaniu wylądowałem stosunkowo wcześnie i na późny obiad zjadłem sobie zlotową kiełbasę z patelni :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *