Początek sezonu 2010 r. wypadł bardzo słabo. Zima trzymała bardzo długo, a nawet jeśli śniegu nie było, to deszcz i niska temperatura całymi tygodniami odstraszały od wyciągania motocykla z garażu.
W rezultacie z nieśmiałych, pojedynczych wyjazdów do niemal maja uzbierało się zaledwie ok. 1000 przejechanych kilometrów, z czego większość stanowiły dojazdy do pracy. (A tą ostatnią nota bene zmieniłem z końcem marca, więc już z Browarem nie pracuję).
Z czysto rekreacyjnych wyjazdów, to machnęliśmy sobie jedną krótką rajzę z Ynciolem i Browarem (który przez zimę zmienił sprzęta na Fazera 600), oraz pośmigałem sobie w weekend z Kudżą i Kają, którzy ujeżdżają obecnie Cebrę 600, a których nie widziałem dobrych kilka lat.
Ponadto sporo mojego wysiłku i czasu w początkach tego roku poszło też w otwieraną przez brata, przy moim współudziale, działalność gospodarczą pod tytułem „Wypożyczalnia motocykli” :]. Trochę więc nabiegałem i najeździłem się, aby kupić dwa motocykle do wypożyczeń, przyczepę i sporo czasu poświęciłem na załatwianie spraw w urzędach.
Czegoś takiego więc jak rozpoczęcie sezonu za bardzo w tym roku nie miałem. Może jeszcze jest przede mną – wyjazd do Kletna już wkrótce :).