Raphi zmienił motocykl. Hornet go zniechęcił, bo uciekło ładowanie, więc zaraz po naprawie pogonił sprzęta i kupił… Tiumpha Tigera 900 GT :).
I zaczęło go nosić… 😉
Tak się dziwnie złożyło, że przez wszystkie lata motocyklowego życia Raphi nigdy nie był na „prawdziwym”, zagranicznym wyjeździe. Więc po wielu latach mówienia, że kiedyś wybierzemy się razem do Rumunii, wybraliśmy się razem do Rumunii.
Nie mogłem sobie pozwolić na wiele, więc musieliśmy zadowolić się czterema dniami wolnego. Ale dobre i to – czas ten spokojnie wystarcza na machnięcie obydwu kluczowych rumuńskich tras…
Wyjechać mieliśmy w czwartek 20 lipca, więc aby móc ruszyć wspólnie, dzień wcześniej po pracy spakowałem się i pojechałem do Raphiego. Wieczór spędziliśmy na planowaniu trasy przy piwku.
Kierunek wyjazdu był dla mnie mocno wtórny, gdyż Rumunię odwiedziłem już jakieś osiemset czterdzieści siedem razy, ale miałem wobec tego wyjazdu jedno oczekiwanie – chciałem zobaczyć niedźwiedzia :).