Początek roku 2020 przyniósł pandemię koronawirusa, kwarantanny i zamknięcie wielu branż – w tym turystycznej i gastronomicznej. Wpłynęło to znacznie na początek sezonu motocyklowego. Jazda na dwóch kołach stała się przez jakiś czas praktycznie nielegalna i wszelkie zloty rozpoczynające sezon trzeba było odwołać.
Ja sezon zacząłem jeszcze przed tą „szopką” – pierwszy nieśmiały wyjazd odbył się 12 stycznia. Wykonałem nieoficjalne „otwarcie” nowego odcina drogi Racibórz – Żory – Pszczyna.
Drogę tę mam pod samym nosem i w genialny sposób ułatwia mi ona przejazd z Gotartowic do domu rodziców. W styczniu była jeszcze zamknięta, ale zaryzykowałem i wpakowałem się na nią – była niedziela, więc ryzyko spotkania ekip budowlanych znikome. I choć liczyłem się z mandatem, to obyło się bez niego. Traskę przejechałem w obu kierunkach i porobiłem trochę inaugurujących sezon zdjęć.
Bezśnieżna zima pozwoliła mi na kilka jazd również w lutym. Ponad to w miesiącu tym, w ramach moich urodzin, stałem się właścicielem Iża 49, który od 2010 r. należał do mojego ojca. Tato uznał, że nie jest w stanie w swoim wieku już się nim cieszyć, więc przekazał go mnie. A ja, gdy tylko dopełniłem formalności z przerejestrowaniem i pogoda pozwoliła, przeprowadziłem staruszka do swojego garażu.
Było to w połowie marca, tuż przed wprowadzeniem zakazu wychodzenia z domów z powodu pandemii. Od tego momentu jazda motocyklem mogła odbywać się tylko w ramach pracy, z czego oczywiście korzystałem :).
Z początkiem kwietnia przyszła znacząca poprawa pogody i zacząłem ostro jeździć motocyklem. Z racji prowadzenia działalności gospodarczej zawsze – w razie kontroli – mogłem mówić, że jadę na spotkanie z klientem, na szkolenie lub do księgowej. I to właśnie po wizycie u tej ostatniej w Rydułtowach 1 kwietnia machnąłem sobie większe kółko przez Krzyżanowice i Gorzyczki, by autostradą wrócić do domu.
O mało nie załapałem się wówczas na 14-to dniową kwarantannę, gdy zatrzymano mnie na zwężce na A1 i pytano, czy nie jadę przypadkiem z Czech. Nie jechałem, ale nie miałem też na to dowodu, gdyż stojąca pod granicą na węźle Policja nie dała mi specjalnego „glejtu”. Olali mnie gdy przejechałem koło zaparkowanego na łącznicy radiowozu. Strażnicy Graniczni, w obstawie Policji i jakiegoś militarysty z bronią automatyczną, chwilę drapali się po głowach, nim puścili mnie wolno. Uff.
2 kwietnia po pracy postanowiłem pojechać zobaczyć nową autostradę A1 za Pyrzowicami. I w sumie – co tu dużo mówić – jest nudna, ale genialnie omija odwiecznie zakorkowaną Częstochowę. Wreszcie wyjazdy na północ nie będą tak upierdliwe.
5 kwietnia, gdy rano leciałem do pracy, zastał mnie mrozik – termometr pokazywał -2 stopnie. Zimno!
Tego samego dnia wziąłem też po pracy na małą rundkę Iża 49, bo musiałem coś podrzucić Monice, rezydującej na czas kwarantanny u swojej mamy.
W drugiej połowie kwietnia, po świętach wielkanocnych, jeździłem do pracy na nocne zmiany. A że dawało się czasem na nockach przyciąć komara, to za dnia miałem jeszcze większe pole manewru na jazdę motocyklem. Poranne powroty do domu co prawda zwykle odbywały się przy niskich temperaturach, rzędu 0-2 stopnie (a motocykl całą noc marzł pod chmurą), ale za dnia było już pięknie i bezdeszczowo.
Dało mi to wreszcie czas i możliwość rozejrzenia się za nowym strojem motocyklowym. Pojeździłem po sklepach i w końcu udało mi się upolować nowy komplet ciuchów w Katowicach, w sklepie 4Ride. Kurtka Held z osobną goretexową kurteczką i spodnie Held, z nieco gorszą membraną. Poprzednie ciuchy służyły mi praktycznie 10 lat.
22 kwietnia odwiedziłem Kraków. Szybka akcja – trzeba było skoczyć po kluczyki z samochodu od kolegi z pracy. Cel dobry jak każdy inny, żeby nawinąć trochę kilometrów na koła :).
26 kwietnia pokręciliśmy się na motocyklach trochę z Browarem. Udało mu się po wielu miesiącach walki naprawić swojego Triumpha, ale i tak wolał przejechać się na Iżu ;).
Odbyliśmy klasyczną pętlę przez Rudy i Szymocice, a po odstawieniu Iża odprowadziłem jeszcze Browara pod chatę w Suminie.
I tak dojechaliśmy do 1 maja kiedy to pogoda się wreszcie zepsuła.
Te tytułowe „puste kilometry” z początku sezonu to jakieś 4300km ;).