Kolejne Męskie Alpy

Dzień 6 – 28 sierpnia 2019 r.

Wstaliśmy wcześnie, aby punkt 7:00 wylądować na śniadaniu.

Najedliśmy się do syta i już ok. 7:30 mogliśmy się zbierać do drogi.

Pogodę na powrót mieliśmy dobrą. Było pochmurno, ale sucho. Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie odłączył się od nas Mati – chyba od razu pojechał swoją drogą do Niemiec. No i co tu strzępić klawiaturę. Tranzytem lecieliśmy do domu, jak wujek gugiel poprowadził. Nuda autostrad i eskpresówek. Ale jak na mapę patrzę, to nas ładnie przeciągnęło.

Najpierw drogą nr 100 do autostrady A10. W rejonie Eisentratten uzupełniliśmy paliwo i w dalszej trasie wpadliśmy na długi tunel biegnący pod masywem górskim (Katschberg Tunnel), za przejazd którym przyszło nam wybulić (jeśli dobrze pamiętam) po 6 euro od łebka. Potem drogami nr 96 i 317 dojechaliśmy do S36, która płynnie przeszła w S6 w rejonie Leoben. Trasą tą zajechaliśmy aż do Wiener Neustadt, gdzie zapięliśmy A2 w stronę Wiednia. Tam też zatankowaliśmy i nieco odpoczęliśmy – była już 12:00.
Z Wiednia przez przejście graniczne w Mikolovie polecieliśmy dalej w stronę Brna. Zatrzymaliśmy się na obiad przez przypadek w tym samym miejscu, co podczas powrotu z Alp w 2017 r. Smażony ser z frytkami był wyjątkowo wskazany, aby nieco się obudzić.

Reszta trasy to już klasyka. Brno, Ołomuniec, Ostrawa i nasza A1. Na całej trasie nie zdarzyło się nic groźnego ani nieprzewidzianego. Już o 17:20 byliśmy na „moim” Crabie w Gotartowicach, co uwieczniliśmy pamiątkową fotografią.

Przejechaliśmy 742km.

I tyle! Męski Wyjazd Anno Domini 2019 stał się historią…

Podsumowanie

Podczas tego wyjazdu pogoda nieco płatała nam figle i krzyżowała plany. Nie daliśmy się jednak pokonać i wycisnęliśmy z tego co nam los dał ile tylko mogliśmy.
Ale nie tylko jazda się w tym wszystkim liczy, a wręcz przeciwnie. Najistotniejszy jest dobrze spędzony czas z przyjaciółmi i naładowanie akumulatorów pozytywną energią. I to się zdecydowanie udało. Z taką ekipą nie trzeba jechać w Alpy, żeby dobrze się bawić.
Same Alpy pozostają dla mnie niekwestionowaną, pierwszorzędną kopalnią zakrętów, pięknych asfaltów, niezapomnianych krajobrazów i szalonych przygód.

Rejon Dolomitów był dla mnie czymś zupełnie nowym, pomimo dwóch poprzednich wypraw w Alpy. I na pewno będę chciał go jeszcze kiedyś odwiedzić – Ósemkę Sella trzeba dokończyć… Przewodnik po przełęczach alpejskich jest również daleki od wyczerpania :).
Honda dała radę bez zająknięcia. Tak jak zresztą wszystkie motocykle. Przejechałem 2594km. Na koniec wyjazdu licznik wskazywał 167293km.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *