Kalendarium Suzuki GS500e
26 listopada 2004 – rejestracja
Dzisiaj biegałem, żeby zarejestrować wreszcie motorek. Udało mi się wszystko sprawnie załatwić. W Urzędzie Miasta poszło 130zł, a w PZU… 7zł :D. Ale spokój z OC mam tylko do końca lutego…
Numer rejestracyjny od dzisiaj to SR 0764 :).
Od razu byłem też troszkę pośmigać z nowymi blaszkami, gdyż przyszła odwilż i się ładny dzionek zrobił ;). Było z 5 stopni powyżej Ziobra. Jeździliśmy z bratem, który ostatni raz przed zimą przepalał dla taty Vulcana.
Przy tej okazji zrobiliśmy mały wyścig, dla porównania motorków. I okazuje się, że Suzi weźmie Vulcana do setki, ale później Vulcan już wychodzi na prowadzenie… W sumie dobiłem do 200 km przejechanych od zakupu moto :).
1 grudnia 2004 – rajd do Gliwic 🙂
Dzisiaj pognałem na motorku do Gliwic, bo pogoda była cudowna. 8 stopni i słoneczko :).
Jadąc w tamtą stronę chciałem sprawdzić ile to to pójdzie i wycisnąłem 160 km/h. A że mam większą oponę z przodu niż fabryka zaleca, to przeliczyłem, że licznik powinien wskazywać 166 km/h :P. A więc dzisiaj przemieszczałem się najszybciej w swoim życiu ;).
Ale GS powinien jechać więcej… A ciężko było dojść do tych 166 km/h :/. Na jakiejś dwupasmówce sprawdzę kiedyś czy to jego ostatnie słowo :).
4 grudnia 2004 – zerwany łańcuch i pad ładowania 🙁
Dzisiaj z Marianem postanowiliśmy sobie gdzieś pojechać. Plany były dosyć ambitne jak na porę roku, bo padło na Słowację.
Ruszyliśmy z Rybnika, zajechaliśmy do Żor i skierowaliśmy się dwupasmówką na Cieszyn.
Jechało się bardzo fajnie, dwa GSy, te same przyspieszenia, nawet nie tak zimno…
Ale niestety.
Po którymś czerwonym, po ruszeniu, przy zmianie biegu z jedynki na dwójkę, pękł mi łańcuch na ogniwie łączącym…
Marian zawrócił i zaczęliśmy kombinować, co tu zrobić.
Zauważyłem, że pękła tylko jedna blaszka ogniwa łączącego, więc spiąłem łańcuch tylko na drugiej, ocalałej.
Spróbowałem, czy da się tak jechać. I nawet jakoś poszło :).
Ruszyliśmy ostrożnie, ale przy 40 km/h łańcuch rozpiął się znowu na tym uszkodzonym ogniwie.
Marian powiedział mi, że pojedzie w takim razie do Auchana w Żorach i kupi jakąś linkę holowniczą, bo nic takiego nie mieliśmy ze sobą.
No i tak się stało. Marian pojechał, a ja tymczasem połączyłem łańcuch na nowo i jadąc tylko 20 km/h doczłapałem pod hipermarket zanim Marian zdążył wyjść ze środka.
Dalej próbowaliśmy jechać na lince, ale było to makabryczne, bo błędnie trzymałem linę okręconą wokół lewej manetki (nie dało się okręcić na środku zgodnie z zaleceniami). Każde napięcie liny powodowało silny skręt kierownicy i kilka razy o mało nie wyrżnąłem, mimo minimalnej prędkości.
Po paru kilometrach postanowiłem, że spróbuję wrócić sam, jak wcześniej, na prowizorycznie spiętym łańcuchu.
No i na trójce jadąc 30 km/h jakoś dojechałem aż za Gotartowice.
Ale po drodze stała się dziwna rzecz. Nagle na jednej dziurze (a było ich sporo przy poboczu) przygasło mi światło. Pomyślałem, że żarówka padła, ale nie. Długie i krótkie dało się przełączać.
Olałem więc to, bo i co miałem zrobić i jechałem dalej. Gdzieś jednak za Gotartowicami łańcuch mi znowu pękł i jak zjeżdżałem na pobocze, moto samo z siebie zdechło. I już nie dało się go odpalić. Akumulator zdechł całkowicie :(.
Jakim prawem? Silnik chodził, ładowanie powinno być…
No właśnie. Powinno…
Doszedłem do wniosku, że moment, w którym przygasła mi lampa, był objawem nagłej utraty ładowania… Od tego momentu musiałem jechać tylko na akumulatorze…
Enyłej, dalej już Marian wziął mnie na hol – linę przymocowaliśmy na stałe do ramy w osi motocykla. I tak się dało jechać! Kolosalna różnica!
No i dobrnęliśmy do garażu…
Czas zlokalizować przyczynę awarii…
5 grudnia 2004 – źródło awarii namierzone 🙂
No i znalazłem winowajcę braku ładowania! A był nim… łańcuch :). Jak się zerwał to przywalił z dużą siłą w wiązkę przewodów od alternatora i poprzecinał je. Ach te Japońce – naprawdę nie mieli którędy tak istotnych kabli puszczać…
No to wypas. To się zlutuje i będzie grało.
Pozostał problem łańcucha. Poprzedni właściciel zrobił na nim 10 tys.km, a ktoś przed nim nie wiadomo ile jeszcze, więc najlepiej byłoby go wymienić na nowy. Of korz z zębatkami :/. Czyli 400zł w tyłek…
A gdzie zmiana oleju, filtrów, opon?
A gdzie zwrot pożyczki za motocykl :(?
10 grudnia 2004 – naprawa ładowania 🙂
No to dzisiaj udało się naprawić ładowanie. Pomagał mi przy tym Piotrek, bo zdecydowanie lepiej lutuje ode mnie :).
Motorek zapchaliśmy do warsztatu, gdzie był prąd i Piotrek zlutował przewody.
Po uruchomieniu silnika snop światła z lampy rozjaśniał się po dodaniu gazu, co jednoznacznie świadczyło, że ładowanie wróciło. Miernika nie miałem, więc sprawdziłem to tylko tak… :).
Pozostało mi jeszcze spiąć łańcuch. Uznałem, że nie będę go jeszcze wymieniał i zajeżdżę go do wykończenia regulacji naciągu… Zębatki były ładne, a łańcuch miał jeszcze zapas regulacji.
A poza tym zamówiłem już olej i filtry (powietrza i oleju). Jak mi dojdą, to będziemy wymieniać :).
11 grudnia 2004 – wymiana oleju
Dzisiaj doszła do mnie paczka z olejem i filtrami, więc mogłem się zająć motocyklem.
Poszliśmy z Ojcem do garażu i rozgrzaliśmy nasze maszyny. Ja po rozgrzewce spuściłem stary olej z silnika i wykręciłem filtr oleju. Potem włożyłem nowy i silnik zalałem Motulem 5100.
Aby napompować świeży olej do filtra, wykręciłem świece zapłonowe i pokręciłem silnik rozrusznikiem. Mogłem przy tej okazji sprawdzić kolor świec. No i jedna była czarna, a druga biała… A więc jeden gar miał zbyt bogatą mieszankę, a drugi zbyt ubogą. Kicha.
Po ponownym wkręceniu świec odpaliłem silnik. Kontrolka oleju zgasła po paru sekundach. Pompa oleju musiała nie być jeszcze wystarczająco zalana… Po 30 sekundach zgasiłem silnik i tak już zostawiłem. Filtr powietrza postanowiłem wymienić przy następnej wizycie.
17 grudnia 2004 – wymiana filtra powietrza
Z wymianą filtra powietrza było trochę gimnastyki, bo musiałem odkręcić bak, ale w sumie dałem radę. Suza dostała czyściutki filterek powietrza :). Zamówiłem też zapinkę łańcucha u Szpili, więc wkrótce moto będzie na chodzie :D.
23 grudnia 2004 – mam ogniwo!
Dzisiaj odebrałem ogniwo łączące do łańcucha :). Ale przed Świętami już raczej nie dam rady go założyć…
27 grudnia 2004 – moto sprawne!
Dzisiaj wreszcie zmontowałem motocykl do kupy. Najpierw dokręciłem bak (nie zrobiłem tego przy zmianie filtra powietrza, gdyż na ramie brakowało poduszki gumowej zbiornika – dorobiłem ją dzisiaj z dętki). Potem zmieniłem akumulator na swój (założony był stary z Vulcana), a na koniec wyczyściłem, nasmarowałem i założyłem łańcuch :).
Super, moto znowu sprawne! 🙂
Żeby jeszcze pogoda pozwalała wyjechać…
Na święta dostałem blokadę tarczy hamulcowej, więc już Suzi będzie bezpieczniejsza, gdy ją gdzieś zostawię ;).