Skandynawia 2005 (3) | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
<= Poprzedni | 0 | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | ... | Następny =>
Dzień 3 - 21.06.2005 W nocy jak się obudziłem o 4:00 rano, to już słońce świeciło pełną parą (!). Poderwaliśmy się około 7:30. Śniadanko, pakowanie, zwijanie namiotu. Wyjechaliśmy z naszych chaszczy i podskoczyliśmy do Praesto zatankować. Spalanie wyszło mi 4,2l/100km :). Biorąc pod uwagę duże obciążenie motocykla - super! Na stacji dolałem oleju do silnika, a potem zabraliśmy się za naciąganie i smarowanie łańcuchów w obu maszynach. Gdy i to było wreszcie zrobione, podskoczyliśmy jeszcze do banku wymienić trochę gotówki na korony duńskie. Po drodze przypadkiem natknęliśmy się na jakieś małe muzeum motoryzacji, w którym stały dwa odwalone Fordy Mustangi... Gdy już załatwiliśmy wszystko w Praesto, około 10:30 ruszyliśmy w dalszą drogę. Celem była Kopenhaga i most do Szwecji, ale jak zwykle pojechaliśmy tam ciut naokoło ;). W pierwszej kolejności podjechaliśmy pod jakiś zamol, ale za cholere nie wiem jak się nazywa :P. Nie zapisałem nic w notesie na ten temat, ale na zdjęciach zamek jest, więc... musiałem tam być ;). O 15:00 ruszyliśmy już do centrum Roskilde. Motocykle zatrzymaliśmy tuż przy ścianach przepięknej katedry z 12 wieku. W międzyczasie pogoda się popsuła. Gdy byliśmy w muzeum - padało :|. Na spacerek powrotny do maszyn się nieco uspokoiło, ale gdy już byliśmy gotowi do dalszej drogi - rozpadało się na nowo i zaczęło grzmieć. I tak już do samej Kopenhagi... Dojechaliśmy tam około 18:00. Błądząc po mieście, które jest dosyć jednak spore, zatrzymaliśmy się pod jednym strzelistym kościołem, aby przeczekać nieco ulewę. Podszedłem bliżej, a tam... :D Polskie piwo, polska czekolada, gazety i sprzedawczyni mówiąca po polsku :D. Masakra :). Kursowałem od motocykli do tego sklepu chyba ze cztery razy. I za każdym coś przynosiłem ;). Kupiliśmy sobie po trzy małe piwka na wieczór (gdyż w Szwecji, do której mieliśmy wjechać następnego dnia, jak się dowiedziałem, jest prohibicja!), jakieś żarełko, a sprzedawczyni dała nam cztery pączki z kremem i pół chleba :). Pączki były po prostu pyszne! Kiedy pogoda się uspokoiła, pokręciliśmy się jeszcze po Kopenhadze. Jednak bez mapy to było w sumie bezcelowe, więc postanowiliśmy skoczyć na półwysep Amager, w poszukiwaniu noclegu. Podjechaliśmy na samo wybrzeże, skąd rozciągał się niezły widok na most łączący Danię ze Szwecją, którym następnego dnia zamierzaliśmy jechać. Totalna rzeźnia! Nigdzie nawet kawałka krzaka, wszystko na widoku, a przecież w Danii obozowanie na dziko jest zabronione... :| Jeździliśmy blisko dwie godziny. Pytaliśmy ludzi o możliwość rozbicia się i nic. Albo nie otwierali, albo mówili "Camping is forbidden". Kurde, jakbyśmy nie wiedzieli... W końcu znaleźliśmy jakiś lasek, ale tak gęsty, że trudno było gdziekolwiek wjechać motocyklami. Ale - kto szuka, ten podobno znajdzie ;). Wpasowaliśmy się w krzaki i wysoką trawę między dwoma rzędami drzew :). Ciężko mi było zasnąć. Po północy byłem jeszcze przytomny i w ciszy nocnej nagle tuż koło namiotu coś zaczęło głośno ryczeć! Jakieś duże bydle - nie mam bladego pojęcia jakie - podeszło pod sam namiot i najwyraźniej zwietrzywszy człowieka, zaczęło drzeć paszcze, ile potrafiło. Byłem - co tu dużo mówić - zesrany ze strachu :). Krzychu spał jak niemowle, toteż nawet nie wie, że nas coś w nocy odwiedziło ;). Na szczęście po chwili zwierzę zaczęło się oddalać. Ryczało cały czas, ale wyraźnie uciekało... Trochę odetchnąłem, ale długo jeszcze nie mogłem zmrużyć oka... Po dzisiejszym dniu na liczniku było 49937km. <= Poprzedni | 0 | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | ... | Następny => Góra strony |
Copyright (c) by zbyhu |