Kupić Iża 49 chciałem już w 2002 roku, zanim w ogóle zrobiłem prawo jazdy na motocykl. Chorowałem na ten sprzęt za sprawą opowieści Ojca o swoich motocyklowych początkach, gdy to będąc nastolatkiem ujeżdżał taką właśnie maszynę…
Pech chciał, że na aukcjach pojawiła się ładnie wyglądająca WSK175 i niestety z Bratem ją kupiliśmy. Iż 49 poszedł w zapomnienie.
Idea odżyła jakieś 7 lat później, gdy bakcyl motocyklowy zakorzenił się w całej mojej rodzinie. Zacząłem wówczas kombinować, aby sprawić Ojcu Iża 49 w ramach prezentu. Najpierw miało się to wydarzyć w ramach Świąt Bożego Narodzenia w 2009, ale nie udało nam się wówczas znaleźć egzemplarza, który zmieściłby się w naszym budżecie.
Pomysł wrócił w 2010 r. W czerwcu Ojciec miał obchodzić imieniny (które w jego rodzinie są ważniejsze od urodzin), więc kolejny raz zaczęliśmy rozglądać się za motocyklem.
I tym razem się udało. Brat znalazł Iża 49, którego stan nie był najgorszy. Kompletny, sprawny, do odpicowania. Idealna opcja dla Taty.
Jedynym problemem było to, że Iż stał po drugiej stronie Polski, niemal nad morzem, a w maju przez kraj przechodziły monsunowe deszcze i w wielu miejscach rzeki występowały z brzegów.
Mimo wszystko zdecydowaliśmy się zaryzykować…