Gruzem przez Gruzję, czyli Prawie Męski Wyjazd

Dzień 8 – Sobota, 26.08.2023

Nieubłaganie nastał ostatni dzień pobytu w Gruzji. Śniadanie wyjątkowo zjedliśmy o 8:30, gdyż już o 9:00 wyjeżdżaliśmy na lotnisko.

Podziękowaliśmy za wszystko, pożegnaliśmy się z organizatorami, wpakowaliśmy bagaże do busa i Krystian odwiózł nas do Kutaisi.

O 9:45 byliśmy już sami na lotnisku.
Odprawy poszły nam sprawnie, ale potem już było tylko czekanie. Lotnisko musiało mieć jakieś problemy, bo wszystkie loty były opóźnione, bez informacji ile to może potrwać.

Mieliśmy bilety na różne loty, więc ekipa powoli się kurczyła. Artur zniknął najszybciej, potem Adam, ostatnia Ewka. My oczywiście musieliśmy czekać najdłużej 😉 .

Na pokład samolotu weszliśmy dopiero o 13:20, a wystartowaliśmy o 14:00. Znowu siedziałem przy oknie, więc mogłem podziwiać chmury i mijany krajobraz. Nad Rumunią śmiałem się, że mają tam gigantycznego Pac-Mana.

Lot trwa ok. 3h, ale przeskakując dwie strefy czasowe odzyskaliśmy 2h.

Wylądowaliśmy więc o 15:10 polskiego czasu.

I tyle! Odzyskaliśmy auto, rozwiozłem chłopaków do domów i nawet nie machnęliśmy sobie pożegnalnej foty 😉 .

Podsumowanie

Zdecydowanie Gruzja jest krajem dużo bardziej dzikim od Rumuni. Widoki rewelacyjne, ludzie przyjaźni, jedzenie pyszne, krajobrazy zróżnicowane i miejscami egzotyczne. Fajnie byłoby mieć więcej czasu na jej eksplorację, odkrywanie zakamarków, pokonywanie przełęczy. Ale już na swoich zasadach. Podczas wyjazdu miałem często wrażenie, że trwonimy cenny czas. Brakowało mi też jazdy terenowej, takiej, jaką zapewniła nam Zekari Pass. Potencjał motocyklowy był w Gruzji ogromny i wróciłem stamtąd z głębokim uczuciem niedosytu…

Z usług naszej firmy drugi raz raczej nie skorzystałbym. Miała swój urok jazda „gruzami” przez Gruzję, niemniej za dużo aspektów pachniało partyzantką. Pewnie wielu osobom wyluzowana atmosfera i charakter wyjazdu spodobała by się bardziej, bo przywołuje trochę wspomnienia studenckich wyjazdów „za psi grosz”, ale… no za psi grosz to jednak nie jechaliśmy! Wycieczka kosztowała worek hajsu, za który uważam dałoby się zobaczyć więcej, jadąc swoim sprzętem z Polski na kołach. Kluczem jest tu jednak czas – argument nie do zbicia. Nie ma opcji zobaczyć Gruzji własnym motocyklem mając zaledwie tydzień czasu.

Ale kto wie. Kraj jest urzekający, więc może kiedyś uda się pojechać tam na własnym sprzęcie 🙂 . A tymczasem kolejny (prawie) męski wyjazd za nami. Ponownie przeżyliśmy masę przygód i przywieźliśmy ogrom wspomnień. Poznaliśmy też arcyciekawych ludzi, z którymi moglibyśmy przeżyć niejedną jeszcze eskapadę. I szczerze mam nadzieję, że stanie się to rzeczywistością…

Ewa, Panowie – czapki z głów! Dziękuję!