Kalendarium MZ ETZ 250

3 czerwca 2004 – przednia oponka

Dzisiaj odkupiłem od kolegi prawie nową przednią oponkę 90/90/18 firmy Bridgestone. Moja przednia jest dosyć mocno spękana, a że czasami latam motorkiem i 130 km/h to wolę mieć zdrowe lacze ;). Wkrótce sobie ją wymienię…


9 czerwca 2004 – oponka na feldze

Dzisiaj założyłem mój najnowszy nabytek na felgę :). Wydaje mi się, że motocykl się teraz ciut pewniej prowadzi i że zelżały mi wibracje na kierownicy. Miodzio :).

W planach mam zbudowanie czujnika temperatury w motorku, może zainstalowanie gniazda zapalniczki (w razie dalszych podróży przydać się może do ładowania telefonu) i zastanawiam się też nad czujnikiem ładowania akumulatora ;).


17 czerwca 2004 – zmiana płynu hamulcowego

Dzisiaj wreszcie zabrałem się za wymianę płynu hamulcowego. Bardzo się tego bałem, bo sporo nasłuchałem się o nieszczelnościach układu hamulcowego w MZtkach. Moje obawy jednak się nie sprawdziły :).
Początkowo miałem duży kłopot ze spuszczeniem starego… płynu… jeśli jeszcze można było go tak nazwać. Syf, smród i ubóstwo ;). Płyn był już gęsty od brudu i przebarwiony. Przypominał raczej stare borygo…
Każdą część układu musiałem wykręcić, bo ten syf nie chciał schodzić. Najpierw wykręciłem zacisk, z niego odpowietrznik i przewód hamulcowy. Dzięki temu potrząsając całym zaciskiem udało mi się usunąć z niego stary płyn. Potem odkręciłem przewód hamulcowy również przy pompie, bo z pompy nie chciało też spłynąć.
Płyn ze zbiorniczka w pompie w końcu wylałem odwracając go po prostu do góry dnem. Potem przeczyściłem układ nowym płynem i zabrałem się za składanie.
Przykręciłem przewód do pompy i do zacisku. Poskręcałem wszystko bez kłopotu i zalałem układ nowym płynem DOT3.
Po około 10 minutach ładnie się wszystko odpowietrzyło :).
Hamulec znowu działa! I widać wreszcie dno zbiorniczka na płyn :).
Zobaczymy tylko czy cały układ się nie rozcieknie…


28 czerwca 2004 – sprzęgło

26 czerwca na zlocie MZciarz (więcej o tym tutaj) zaczęło mi coraz bardziej szwankować sprzęgło. Już od zakupu zdarzało się, że klamka sprzęgła zostawała luźna, gdy gasiłem silnik na sprzęgle. Ale wystarczało poruszyć linką i wszystko wracało do normy. Teraz problem się nasilił. Sprzęgło blokowało się za każdym razem i, co gorsza, nie dało się go już tak prosto odblokować.
Aby temat rozwiązać, postanowiłem, że wymienię płytkę ustalającą wstępne naprężenie linki. Kupiłem nową płytkę (15zł!!) i wymieniłem szybko pod blokiem.
Niestety. Pomogło, ale tylko na chwilę. Potem znowu sprzęgło zaczęło się blokować :(.
Na 4um motocyklistów straszyli mnie, że może to być coś poważniejszego, np. zabierak sprzęgła. Najprawdopodobniej nie pozostaje mi nic innego, jak zrzucać dekiel i się całości przyjrzeć.
Bardzo się tego boję, ale powoli przyzwyczajam się do tej myśli i widzę coraz więcej plusów. Przy okazji bowiem będę mógł sobie ładnie dekiel wypolerować (razem z prawym), uszczelnić kapiący korek spustowy oleju i czujnik luzu (bo smarka całkiem poważnie).
Wszystko to jednak musi poczekać, aż wrócę z imprezy w Rzykach. Przed imprezką nie chcę tego rozbierać, bo cholera wie co znajdę w środku, a na Rzyki chce jechać motocyklem :D.


3-4 lipca 2004 – Rzyki Party

W weekend byłem na zlocie w Rzykach. MZta spisała się rewelacyjnie. Sprzęgło działa dobrze, więc chyba nie będę go póki co rozbierał. Więcej o tym zlocie napisałem tutaj.


8 lipca 2004 – czujnik temperatury

Dzisiaj razem z kolegą Piotrkiem Krzyżaniakiem rozpoczęliśmy budowę czujnika temperatury do MZty. Napaliłem się na taki bajerek i wreszcie to realizuję. Ostatnio już mi go brakowało podczas wjazdów na górę po ciężkim terenie podczas zlotu w Rzykach. Silnik się tam grzał dosyć mocno i dzięki takiemu czujnikowi mógłbym łatwo określić, kiedy temperatura robiła się niebezpieczna… Już niedługo będę mógł :D.
Jeśli czujnik się sprawdzi, to zamieszczę jego dokładną dokumentację na stronce.


24 lipca 2004 – sprzęgło, moduł zapłonowy

Dzisiaj w Pszczynie sprzęgło mi już definitywnie dało do zrozumienia, że olewać go już nie mogę. Na dwupasmówce przez godzinę usiłowałem odblokować je z pozycji wysprzęglonej. No i zaczęło też działać zero-jedynkowo…
A dwa dni temu zamówiłem sobie moduł zapłonowy z Digitechu ;). Teraz tylko czekam na paczkę i montuję :).


25 lipca 2004 – rozbieram sprzęgło

Zabrałem się od rana za to sprzęgło. Pomagał mi w tym Piotrek.
Najpierw zlałem olej ze skrzyni biegów. Następnie odpiąłem linkę sprzęgła i wykręciłem napęd obrotomierza. Potem usunąłem podnóżki, bo blokowały dostęp do dekla sprzęgła. Odkręcenie samego dekla okazało się nie lada sztuką. Jedna śruba była tak przykręcona, że próby jej odkręcenia skończyły się zniszczeniem jej łba. Pozostało tylko rozwiercanie, które zajęło nam około trzech godzin. W międzyczasie nasmarowałem sobie też łańcuch, bo był suchy i wykręciłem czujnik luzu, bo tamtędy sikało olejem.

Gdy wreszcie dekiel spadł, wyjąłem ze środka tuleję sprzęgła…:

Ciut zużyta… ;]

… dźwignię włączającą…:

Tu nie ma tragedii…

… i łożysko z tulei:

Wzór czystości 😛

Części te zabrałem do domu razem z deklami, podnóżkami, czujnikiem luzu i dekielkiem napędu obrotomierza.
W domu zabrałem się za polerowanie prawego dekla. Walczyłem z nim 4 godziny i udało mi się zedrzeć całą farbę ochronną do gołego aluminium.

Trochę się namachałem. Fotka beznadziejnej jakości, bo robiona kamerą…

Jutro dokupię sobie drobniejszy papier ścierny i wyszlifuje dekiel na błysk :). Jak już robić to robić…
Po polerowaniu zabrałem się za malowanie. Odrapałem rurę podnóżków ze starego lakieru i odmalowałem ją na czarno. Tak samo potraktowałem tulejkę, w którą wchodzi linka sprzęgła…
I tyle na dziś. Jutro zajmę się dalszą polerką i zakupię niezbędne do wymiany elementy. Będzie to czujnik luzu i tuleja łożyskowa z łożyskiem. Części te są niesamowicie wyruchane, co zresztą widać na fotkach… Mam nadzieje, że to właśnie ta tuleja będzie powodem moich kłopotów, bo jeśli nie, to czeka mnie zrzucanie sprzęgła ze stożka… A to jest podobno masakra.


26 lipca 2004 – polerki ciąg dalszy i zakupy

Dzisiaj urwałem się na chwilę z pracy i zakupiłem potrzebne mi części. Przede wszystkim tuleję łożyskową (55zł), łożysko (9zł) i czujnik luzu (19zł).

Byłem w dużym szoku, gdy zobaczyłem, jak wygląda nowa tuleja sprzęgłowa…

Zaopatrzyłem się też w papier ścierny i po robocie dalej polerowałem prawy dekiel. Nawet go w sumie skończyłem (a raczej skończył mi się zapał i kiedyś to może jeszcze poprawię).
Od jutra poleruję dekiel sprzęgła…


29 lipca 2004 – polerka dekla sprzęgła

Ponieważ ręcznie mi się polerować nie chciało, dzisiaj pojechałem do kolegi Wujta, który ma fajną szlifierkę. Na tej maszynce prędkość polerki wzrosła zadziwiająco i co najważniejsze – nie bolały tak palce. W rezultacie dekiel sprzęgła wygląda o niebo lepiej niż ten od prądnicy, a poświęciłem mu znacznie mniej czasu…

Po polerce. Świeci jak psu jajca! (Fotka robiona już po montażu dekla).

Dzisiaj kupiłem też komplet śrub imbusowych do dekla sprzęgła. Nie będę na tak wypolerowany dekielek zakładał przecież starych śrub! 😉
Brakuje mi tylko jeszcze śruby poziomu oleju i trzech śrubek trzymających dekielek napędu obrotomierza. Je też zmienię – kto bogatemu zabroni ;).

30 lipca 2004 – składanie puzzli, 43 tyś. km i przerywacz kierunków

Wreszcie! Po pracy zabrałem się do roboty i poskładałem sprzęgło do kupy. Nawet nie poszło tak tragicznie. Najwięcej kłopotów było z założeniem kopki, bo trzeba było sprężynę naciągnąć i potem wbić klin w kopkę… Ale dałem radę ;).
Założony też został nowy czujnik luzu i zmieniony olej w skrzyni biegów.
Zaraz po naprawach poszedłem pojeździć. Początkowo było wszystko ok, ale jak tylko gwałtowniej ruszyłem, to zaczęło coś strzelać. Aż się nieźle wystraszyłem. Dopiero po chwili doszedłem do wniosku, że to nie wina sprzęgła, a luźnego łańcucha. I faktycznie. Bardziej napięte to ja miałem majty ze strachu ;).
Mimo to trochę poszalałem. Pojechaliśmy z Ojcem do Bohumina po Brata (Ojciec w aucie, ja na moto). A co. Nie ma to jak testować sprzęgło za granicą :P.
Podczas jazdy weszło mi 43 tyś. km przebiegu :). Czyli MZtka ma u nas już 3,5 tyś.km… Ale to leci!
Za to jak wracaliśmy już do domu, to zaś mi się zjarał przerywacz kierunkowskazów. K**wa!
Motorek obecnie się tak prezentuje:


31 lipca 2004 – przerywacz kierunków po raz trzeci, rzygający olej

No to już odżałowałem i kupiłem ten przeklęty przerywacz kierunków. Stary dam Piotrkowi, żeby pomacał, co go boli.
Ale też zmartwiłem się, bo jak wlazłem do garażu, to się okazało, że wszystko pod silnikiem jest obesrane olejem. Okazało się, że zaś puszcza… czujnik luzu… Kurrrrrrr!
Jak będę miał trochę więcej energii to to jeszcze raz rozbiorę i dokręcę czujnik mocniej.
Naciągnąłem też dzisiaj łańcuch i już się nie ślizga na zębach ;).


17 sierpnia 2004 – przerywacz kierunków po raz czwarty, badanie techniczne

Jak to w życiu bywa… Jadąc na badanie techniczne MZty spalił mi się znowu przerywacz kierunkowskazów. Masakra :|.
Na szczęście pan w stacji diagnostycznej tylko machnął ręką na motocykl i poszedł wypisywać papierki. Zapłaciłem 64zł :).
Po badaniu podjechałem do sklepu i kupiłem kolejny raz ten przeklęty przerywacz… Będę musiał się poważnie zainteresować jakimś zabezpieczeniem, żeby on tak często się nie palił.
Przy okazji mogę dodać, że instalacja modułu zapłonowego z Digitechu skończyła się fiaskiem. Chyba jest spalony… Mam go odesłać do firmy :(.
Ale dzięki niemu mam chociaż nowiutki przerywacz zapłonu w moto :).


4-5 września 2004 – wyjazd na zlot w Borkach

W weekend wyjechałem na Zlot w Borkach. W dwa dni nakręciłem 555 km :).

Straty ze zlotu prezentują się nieciekawie… Uszkodzony napęd obrotomierza, złamana klamka sprzęgła, powiększający się wyciek oleju z kontrolki luzu i kłopoty z elektryką (wypadające zapłony przy włączaniu kierunkowskazów). Poza tym wymacałem spory luz na tylnym kole, więc będę musiał też zainwestować w tylne łożyska…


11 września 2004 – kilka części, drobne naprawy

Dzisiaj pojechałem do kolegi Bahamy z Przyszowic, u którego przeprowadziliśmy kilka drobnych napraw. Przede wszystkim wymieniliśmy klamkę sprzęgła oraz napęd obrotomierza. A potem, jak już chciałem do domu jechać, to strzeliła mi linka sprzęgła więc i to naprawiliśmy.
Jak wracałem do domu to zablokowała mi się przepustnica w maksymalnym otwarciu. Znowu coś niedobrego się dzieje…


19 września 2004 – napraw ciąg dalszy

Dzisiaj walczyłem z usterkami. Najpierw wymieniłem łożyska w tylnym kole na nowe. Potem uszczelniłem wyciek oleju z kontrolki luzu hermetykiem. Udało mi się też ustalić i usunąć przyczynę blokowania przepustnicy w gaźniku – kołeczek służący jako prowadnica przepustnicy wysunął się z gniazda i trzeba było go osadzić na swoim miejscu. Na koniec udało mi się poprawić brzmienie klaksonu, bo ledwo beczał. Tu po prostu brakowało styków :).
Teraz pozostaje mi tylko wymiana akumulatora i szafa gra.


7 października 2004 – multikomplex ;]

Od ostatniego tu wpisu działo się z MZtką sporo. Przede wszystkim nabiłem dużo kilometrów (obecnie na liczniku jest przeszło 45 tyś.km), które kosztowały mnie niemało nerwów…
Otóż ciągle motocykl tracił zapłony przy włączaniu kierunkowskazów, gasł na wolnych obrotach, niechętnie zapalał… Poza tym wrócił problem wieszania się przepustnicy w położeniu maksymalnego otwarcia, co zdarzyło mi się kilka razy. Cholera mnie na to wszystko brała, ale nie umiałem się za to zabrać i po prostu jeździłem… Byłem na zlocie w Woszczycach, na bazarze w Krakowie, na przejażdżce po Słowacji i wielu innych pomniejszych wypadach.

Dzisiaj wszystko się odmieniło. Kupiłem nowy akumulator, który o wszystkie moje problemy podejrzewałem. Ale okazało się, że to nie to…
Tu z pomocą przyszedł mi mechanik ze sklepu, w którym akusa kupiłem. Powiedział mi, że może to jest wina świecy… Pomyślałem, że na głowę upadł, ale świecę wykręciłem. Co jak co, ale ma już przeszło 5 tyś. km nawinięte :). I mechanik powiedział mi, że mam za dużą przerwę na elektrodach! Przerwę zmniejszyłem, świecę wkręciłem i… jak ręką odjął!! Motocykl jak nowy! Zapala chętnie jak kiedyś, zero kłopotów z kierunkami i gaśnięciem :). Wypas :D.
No, ale sezon się kończy, więc powoli będzie trzeba MZtkę złożyć do zimowego snu…


10 października 2004 – oszalałem :/

Dzisiaj wystawiłem Etke na allegro :/.
Dlaczego?
Chcę kupić Suzuki GS 500 i mam nawet niezłą okazję odkupić dobry egzemplarz od znajomego…
Cholernie szkoda mi Etki, ale na dwa motocykle mnie nie stać… 🙁
Pozostaje nadzieja, że nikt nie kupi ;).


16 października 2004 – zainteresowany

Dzisiaj otrzymałem telefon od pierwszego zainteresowanego. Zobaczymy co z tego wyniknie, bo nic konkretnego z rozmowy nie wynikło. A jutro kończy się aukcja…


2 listopada 2004 – plany sprzedaży, kosmetyka moto

Pierwszy zainteresowany więcej się nie odezwał, ale pojawił się inny z… Suwałk. I poważnie myśli o kupnie mojego sprzęta…
Motocykl praktycznie jest dla niego zaklepany. Albo mu go zawieziemy z Bratem na mazury, gdyż mamy tam możliwość zakupu ładnego GSa, albo kupi go poprzez firmę transportową.
Przed sprzedażą Etki przeprowadziliśmy z Bratem jeszcze jej kosmetykę. Dokładnie ją wyczyściliśmy, łącznie z zaczernieniem wszystkich elementów gumowych czernidłem do opon, oraz odmalowaliśmy pręt prawego lusterka i boczną stopkę.
Teraz dopiero motorek wygląda :). Jak do ślubu ;).
Mam strasznego kaca moralnego, że chcę go sprzedać :(. Zobaczymy co się będzie działo dalej. Wstępnie wyjazd w celach sprzedaży ustalony jest na 7 listopada…

7 listopada 2004 – sprzedaż MZtki

No i niestety stało się :(. Etka została sprzedana…
Zajechaliśmy z Bratem do tych Suwałk, gdzie motocykl znalazł nowego właściciela. Jest nim Sylwek K. i wygląda na to, że będzie o motocykl dbał. I dobrze, bo Etka sobie na to zasłużyła… Ale cholernie mi tego motocykla szkoda… 🙁
Jeszcze tego samego dnia w Giżycku kupiliśmy Suzuki GS 500 – czyli wszystko odbyło się według planu. Ale o nowym nabytku jest osobny dział.
I ostatnie zdjęcie Etki, już z nowym właścicielem w Suwałkach:


11 sierpnia 2013 – epilog

W sierpniu 2013 r. razem z Bratem i jego żoną braliśmy udział w rajdzie Złombol.
10 sierpnia wyjechaliśmy z Katowic Fiatem 125p na Nordkapp w Norwegii. Pierwszy postój zaplanowany był na kempingu w Suwałkach. Jako, że miałem ciągle numer telefonu do Sylwka, postanowiłem spróbować się z nim skontaktować.
No i bingo!
Sylwek odebrał i obiecał przyjechać następnego dnia z samego rana na nasz kemping. Oczywiście MZtką, której był w dalszym ciągu właścicielem.
Piękny to był moment, zobaczyć po dziewięciu latach maszynę, którą się ujeżdżało. Sylwek pozwolił mi nawet się na maszynie przejechać… Tak jak czułem, trafiła w dobre ręce :).


Historia kolejnego mojego motocykla:

Suzuki GS 500e

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *