.: Moje przygody z motocyklami :.

GS500: Kalendarium (3)



Menu:

Strona główna
Nowości
Motocykle
Wyjazdy
Warsztat
Galeria
Autor

| 1 | 2 | 3 | 4 |

11 grudnia 2004 - wymiana oleju
Dzisiaj doszła do mnie paczka z olejem i filtrami, więc mogłem się znowu zająć motorkiem.
Poszliśmy z ojcem do garażu i rozgrzaliśmy nasze maszynki. Ja po rozgrzewce spuściłem stary olej z silnika i wykręciłem filtr oleju. Potem włóżyłem nowy i silnik zalałem Motulem 5100.
Przy okazji, aby nacisnąć oleju do filtra wykręciłem świece i pokręciłem silnik rozrusznikiem.
Mogłem przy tej okazji sprawdzić kolor świec. No i jedna jest czarna, a druga biała :/. A więc jeden gar ma zbyt bogatą mieszankę, a drugi zbyt ubogą :/. Kicha.
Po wkręceniu świec motorek odpaliłem. Kontrolka oleju zgasła dopiero po paru sekundach. Pewno jeszcze pompa oleju nie była wystarczająco zalana... Po 30 sekundach motor zgasiłem i tak już zostawiłem. Filtr powietrza wymienie w najbliższym czasie i przy okazji skontroluje poziom oleju i doleje w razie potrzeby.

17 grudnia 2004 - wymiana filtra powietrza
Troszkę było z tym gimnastyki, bo trzeba było odkręcić bak, ale w sumie dałem rade. Mam nowy czyściutki filterek powietrza :). Zamowiłem też ogniwko łańcucha u Szpili, więc wkrótce moto będzie na chodzie :D.

23 grudnia 2004 - mam ogniwo!
Dzisiaj odebrałem ogniwo łączące do łańcucha :). Ale, że zbliżają się święta, nie mam za bardzo czasu skoczyć do garażu...

27 grudnia 2004 - moto sprawne!
Dzisiaj wreszcie zmontowałem motorek do qpy. Dokręciłem bak (bo nie zrobiłem tego przy zmianie filtra powietrza, gdyż brakowało amortyzacji gumowej między zbiornikiem a ramą - i to dorobiłem dzisiaj). Potem zmieniłem akumulator na swój (założony był stary z Vulcana) i w końcu wyczyściłem i nasmarowałem łańcuch i go założyłem :). Super, moto sprawne :). Żeby jeszcze była pogoda...
A na święta dostałem blokadę tarczy hamulcowej, więc już Suzi będzie bezpieczniejsza, gdy ją gdzieś zostawie ;).

28 grudnia 2004 - lusterko i jazda :D
Korzystając z faktu, że było w miare sucho i 3 stopnie wsiadłem na Suzi i sobie pojeździłem. Zawiozłem przy okazji lusterko do szklarza, aby mi dorobili zwierciadło (jak próbowałem je naprawić to je stłukłem :P), oraz pojechałem na stacje dotankować po korek. Ze 20-25 km padło :). Zmarzłem, ale było warto :).

31 grudnia 2004 - Sylwek w siodle :D
Postawnoiłem w Sylwestra sobie pośmigać :). Około 20 poszedłem do garażu, a tam niemiła niespodzianka - pod motocyklem kałuża benzyny :/.
Pomacałem po ciemku co jest mokre i okazało się, że kranik. Mój błąd. Pomyliłem pozycje ON z PRI i te kilka dni motocykl stał z otwartym na przelot kranikiem...
Mimo wszystko posadziłem dupsko na motorek i rura :). Szkoda mi tylko tych kilku litrów paliwa, co zostały na ziemi...
Pojeździłem do około 22 i wróciłem do domu. Było super :).

8 stycznia 2005 - 10 stopni i słońce = 100 km ;)
Przyszła piękna pogoda :). A że w baku pełno (bo na zime zalałem znowu po korek po Sylwku) więc nic tylko śmigać :).
Umówiłem się z Marianem, że gdzieś się wybierzemy i tak też się stało.
Spotkaliśmy się w połowie drogi do Gliwic i najpierw skoczyliśmy do Przyszowic odiwedzić Bahame.
Bahama miał niestety przygotowania do studniówki, więc byliśmy tam tylko kilkanaście minut i dalej postanowiliśmy wyrwać sie na autostradę w okolicach Katowic, aby przedmuchać nasze Suzinki :).
Na autostradzie jeden odcinek był zamknięty dla ruchu i tam spotkaliśmy grupę motocyklistów na plastikach. Zatrzymaliśmy się pooglądać, co się tam będzie działo i szybko okazało się, że warto było. Nie mineły 3 minuty, a cała grupa ruszyła autostradą - każdy na gumie :).
Ruszyliśmy za nimi, wyprzedziliśmy... Mam na blacie 120 km/h a tu obok mnie jeden z tych cudaków wyprzedza mnie na gumie ;). Niesamowity widok :).
Potem już oni pojechali swoją drogą (prędkością :P) a my swoją. Dmuchneliśmy graty całkiem ładnie, bo i 160 km/h sie pokazywało ;).
Przed bramkami zawrót i spowrotem :). Zjechaliśmy w końcu z autostrady w miejscu, gdzie się na nią wbiliśmy i już przez Rudę Śląską i Orzesze wróciliśmy do Rybnika. Marian pojechał do domu, a ja do garażu...
Suzi spisała się idealnie. Nawinąłem przeszło 100 km, ale do końca nie wiem ile. Było zajefajnie :). Taka zima, to ja rozumiem :D.

15 stycznia 2005 - Moto Weteran Bazar w Łodzi :)
Dzisiaj pojechaliśmy sobie na MWB do Łodzi. W zasadzie nawet nie liczyłem na to, że coś do GSa wyrwę, ale mimo wszystko rozglądałem się za oponami. Przede wszystkim tylną, bo mam slicka...
Widziałem wszystko - od zjechanych, starych kapci za 40zł do leżakowanych przez kilka lat, sztywnych jak drewno nówek za 200zł... Na jedną taką o mało się nie nabrałem, ale nie podobało mi się, że jest taka twarda i sprawdziłem rocznik - 1999...
W końcu pożyczyłem od brata kase, tato dołożył się i kupiłem nówke Heidenau 130/70/17 za 240zł po targach z 259zł :).
Mam tylnego lacza :D. Teraz dozbierać na przód i gra gitara - sezon mój :).


Ekipa na bazarze :). Ja z oponą. Aż mi się morda cieszy :P.

17 luty 2005 - przednia opona i elektryka :)
Po moich urodzinach, 8 lutego zamowiłem sobie przednią oponę do Suzi (Heidenau 110/70/17) i mi jakoś dwa dni później przyszła. Więc mam już komplet. Tylko zakładać :).



Ponadto z Piotrkiem w dwóch rzutach troszkę poprawiliśmy stan izolacji przewodów w okolicach przedniego reflektora. Wywaliliśmy całą taśmę Scot, która tę rolę spełniała i zaizolowaliśmy wiązki w większości termokurczliwką.

Po obraniu z taśmy Scot. Gdzieś mi zjadło fotke z wyglądu po zaizolowaniu :(.

Jak drugi raz jechałem do warsztatu, gdzie się z tym bawiliśmy to zaliczyłem glebę (prawie parkingową) :(. Tylny slick zabuksował na zbitym śniegu przy ruszaniu i dupa motocykla uciekła :(. Motorek położył się na prawej burcie, niszcząc klosz kierunkowskazu i zginając ciężarek na kierownicy (ale to on uratował klamkę hamulca!). Urwało się też mocowanie jednej (lewej!!) owiewki i odprysł na niej lakier... Zaraz w warsztacie prowizorycznie tą owiewkę przymocowałem i teraz siedzi sztywniej niż pierwotnie :P. A kierunek podratowałem póki co kropelką - nowy klosz kosztuje 10zł :).

15 marca 2005 - początek sezonu i... awaria :(
Dzisiaj postanowiłem pierwszy raz przejechać się na motocyklu, gdyż przyszła odwilż, śnieg zaczął topnieć i nawet zrobiło się ciepło.
Suzi ciężko zapalała. Na początku w ogóle rozrusznik nie zakręcił, ale mysślałem, że to wina akumulatora, który stał cały czas w moto... Przy drugiej próbie już zakręcił, ale silnik nie chciał chwycić. Kręciłem go długo jak nigdy przedtem. W końcu bardzo ciężko (z dodawaniem gazu!) chwycił jakby jeden garnek, po czym powolutku silnik zaczął pracować w miare normalnie. Obroty po wyłączeniu ssania ustaliły się na tysiącu... Cacy.
Posadziłem tyłek na siodło i pojechałem.
Jednak nie daleko.
Pierwsze wysprzęglenie przed rondem - silnik zdechł! Nic w tym nie byłoby niesamowitego, gdyby nie to, że nie chciał zapalić :|. Z trudem chwycił, ale przed następnym rondem - to samo.
Zajrzałem więc do baku - susza! A miesiąc temu było pół baku...
Dopchałem moto do stacji, zalałem kilka litrów, ale niestety dalej działo się to samo. Motocykl cholernie ciężko zapalał i to tylko przy pomocy rączki gazu. Gdy ją puszczałem - od razu gasł.
Zacząłem kombinować, co się może dziać i po chwili zauważyłem, że coś pod motocyklem kapie.
Benzyna.
Miodzio.
Sprawdziłem skąd - z wężyka wychodzącego z puszki filtra powietrza.
Miodzio do kwadratu.
Już byłem w domu. Wykręciłem bagnet i wewnątrz skrzynki ukazała mi się piękna piana, a w nos uderzył smród paliwa :(.
Przez miesiąc jak motocykl stał w garażu, benzyna radośnie przeciekała sobie zarówno przez kranik jak i zaworki iglicowe w gaźnikach, by w końcu przez uchylone zawory ssące zaskończyć swoją podróż w cylindrach. Z cylindrów już niedaleko do miski olejowej... Z drugiej strony paliwo przesączało się do puszki filtra powietrza, a z puszki "utylizowało" się na podłodze garażu :|. No i wiadomo - proces się zakończył z chwilą opróżnienia baku.
Motocykl zapchałem do garażu (2,5 km). Aby mnie samochodziaże nie zabili, to pchałem ciągle zaśnieżonymi chodnikami, co oczywiście zakończyło się jedną glebą i złamaniem klamki hamulca :(. Qrwa!
A na zakończenie tego owocnego dnia, pękły mi na szwie skórzane spodnie do jazdy :P.
W garażu, aby nie wykapało mi znowu całe paliwo, zdemontowałem od razu bak. Wybebeszyłem też kranik, który w pierwszej kolejności o wszystko obwiniałem i poszedłem do domu...


"Stjuningowany" - jak się okazało - kranik po wybebeszeniu z moto.

16 marca 2005 - kranik
Zapodałem na 4um motocyklistów topika w stylu "HELP ME", dałem opis mojego problem, fotki itd. I jak zwykle nie zawiodłem się - pomoc nadeszła :).
Okazało się, że mój kranik ma wręcz paranormalne możliwości, albowiem posiada dodatkową nastawną pozycję, której nie ma żaden inny GSowski kranik (widać ją na powyższej fotce - w prawo nie powinno się dać go przekręcić - na to mi zwrócili uwagę 4umowicze).
Profesjonalnie, z żyłką detektywistyczną :P zabrałem się za dochodzenie w tej sprawie. Rozbebeszyłem kranik na atomy, złożyłem... Zapoznałem się z nim organoleptycznie, dmuchając w każdą dziurę i po jakimś czasie uznałem, że on nie ma prawa działać prawidłowo ;). Rozbebeszyłem go drugi raz i znalazłem. Po prostu - jego flaki tj. "kręcąca się część" :P była obrócona o 180 stopni, w rezultacie czego kranik całkowicie stracił miano "podciśnieniowego" - na ON i RES po prostu miał zwykły przelot - nie odcinał paliwa...
Reszta jest milczeniem. Zawiesił się jeden pływak lub zaworek iglicowy w gaźnikach, a ja po miesiącu pełen entuzjazmu poszedłem pośmigać...



| 1 | 2 | 3 | 4 |


Copyright (c) by zbyhu