.: Moje przygody z motocyklami :.

GS500: Kalendarium (2)



Menu:

Strona główna
Nowości
Motocykle
Wyjazdy
Warsztat
Galeria
Autor

| 1 | 2 | 3 | 4 |

16 listopada 2004 - opłata skarbówki...
Dzisiaj byłm w Urzędzie Skarbowym i zabuliłem podatek od wzbogacenia. Baba wygrzebała z obleśnej żółtej książeczki rynkową cene GSa i od niej (po niewielkim targu) policzyła mi podatek :/. Skasowali mnie na 120zł... Ale jest coś do przodu :).

19 listopada 2004 - pożegnanie sezonu I :P
Dzisiaj po wielu dniach brzydkiej pogody wreszcie zrobiło się względnie i mogłem się karnąć. Przejechałem się 25 km i zmarzłem jak cholera. Od jutra ma być śnieg, więc okazji stracić nie mogłem... Jeśli nie nadejdą już dodatnie temperatury to będzie klops i na tym zakończymy przygodę z Bestią w tym sezonie...

26 listopada 2004 - rejestracja
Dzisiaj biegałem, żeby zarejestrować wreszcie motorek. Udało mi się wszystko sprawnie załatwić. W Urzędzie Miasta poszło 130zł,a w PZU... 7zł :D. Ale spokój z OC mam tylko do końca lutego...
Numerek rejestracyjny od dzisiaj to SR 0764 :).
Od razu byłem też troszkę pośmigać z nowymi blaszkami, gdyż przyszła odwilż i się ładny dzionek zrobił ;). Było gdzieś z 5 stopni powyżej Ziobra. Jeździliśmy z bratem, który ostatni raz przed zimą przepalał dla taty Vulcana.
Przy tej okazji zrobiliśmy mały wyścig, dla porównania motorków. I okazuje się, że Suzi weźmie Vulcana do setki, ale później Vulcan już wychodzi na prowadzenie... W sumie dobiłem do 200 km przejechanych od zakupu moto :).

1 grudnia 2004 - rajd do Gliwic :)
Dzisiaj pognałem na motorku do Gliwic, bo pogoda była cudowna. 8 stopni i słoneczko :).
Jadąc w tamtą stronę chciałem sprawdzić ile to to pójdzie i wycisnąłem 160 km/h. A że mam wiekszego lacza z przodu, to przeliczyłem, że licznik powinien wskazywać 166 km/h :P. A więc dzisiaj przemieszczałem się najszybciej w swoim życiu ;). No, ale GS powinien jechać wiecej... A ciężko było dojść do tych 166 km/h :/. Na jakiejś dwupasmówce sprawdze kiedyś czy to jego ostatnie słowo :).

4 grudnia 2004 - koniec sezonu - awaria :(
Dzisiaj z Marianem postanowiliśmy sobie gdzieś pojechać. Plany były dosyć ambitne jak na porę roku, bo padło na Słowacje. No i ruszyliśmy z Rybnika. Zajechaliśmy do Żor i skierowaliśmy się dwupasmówką na Cieszyn.
Jechało się bardzo fajnie, dwa GSy, te same przyspieszenia, nawet nie tak zimno...
Ale niestety.
Po którymś czerwonym, po ruszeniu, przy zmianie biegu z jedynki na dwójkę pękł mi łańcuch na ogniwie łączącym...
Marian zawrócił i zaczęliśmy kombinować, co tu zrobić.
Zauważyłem, że pękła tylko jedna blaszka ogniwa łączącego, więc spiąłem łańcuch tylko na drugiej, ocalałej.
Spróbowałem, czy da się jechać. Nawet poszło :).
No to ruszyliśmy i przy 40 km/h zaraz zaś łańcuch pękł.
Marian powiedział mi, że pojedzie w takim razie do Ruchana w Żorach i kupi jakąś linkę holowniczą, bo nic takiego nie mieliśmy.
No i tak sie stało. Marian pojechał, a ja tymczasem połączyłem łańcuch na nowo i jadąc tylko 20 km/h dokulałem się do tego Ruchana zanim Marian zdążył wyjść ze środka.


Pod Oszołomem. Ciągnik i przyczepa ;].

Dalej próbowaliśmy na linie jechać, ale było to masakryczne, bo błędnie trzymałem line okręconą wokół lewej manetki. Każde napięcie liny powodowało silny skręt kierownicy i kilka razy o mało nie wyrżnąłem, mimo minimalnej prędkości.
No to postanowiłem, że spróbuję wrócić sam, tak jak dokulałem się do Oszołoma.
No i na trójce jadąc 30 km/h jakoś dojechałem aż za Gotartowice.
Ale po drodze stała się dziwna rzecz. Nagle na jednej dziurze (a było ich sporo przy poboczu) przygasło mi światło. Pomyślałem, że żarówka poszła, ale nie. Długie i krótkie dało się przełączać.
Olałem więc to, bo i co miałem zrobić i jechałem dalej. Gdzieś jednak za tymi Gotartowicami łańcuch mi znowu pękł i jak zjeżdżałem na pobocze, moto samo z siebie zdechło. I już więcej się go nie dało odpalić. Akumulator wycyckany do ostatniego elektrona :((((.
Jakim prawem? Silnik chodził, ładowanie powinno być...
No właśnie. Powinno...
Wygląda na to, że w momencie jak przygasła mi lampa to właśnie było objawem nagłej utraty ładowania... Od tego momentu musiałem jechać tylko na akumulatorze...
Enyłej, dalej już Marian wziął mnie na hol - linę przymocowaliśmy na stałe do ramy w osi motocykla. Tak się nawet dało jechac...
No i dobrnęliśmy do garażu...
Jutro spróbuję zlokalizować awarię...

5 grudnia 2004 - jest winowajca :)
No i znalazłem winowajcę braku ładowania! A był nim... łańcuch :). Jak się zerwał to przywalił z dużą siłą w wiązkę przewodów i poprzecinał je. A te Japońce to też nie mieli którędy kabli puszczać...





No to wypas. To zlutuje i będzie. Pozostaje problem łańcucha. Poprzedni właściciel zrobił na nim 10 kkm, a ktoś przed nim nie wiadomo ile jeszcze, więc chyba lepiej będzie wymienić go na nowy. Of korz z zębatkami :/. 400zł w tyłek...
A gdzie olej, filtry, opony?
A gdzie zwrot długów za motocykl :(?

10 grudnia 2004 - naprawa ładowania :)
No to dzisiaj udało się naprawić ładowanie. Pomagał mi przy tym Piotrek, bo zdecydowanie lepiej potrafi lutować :).
Motorek zapchaliśmy do warsztatu, gdzie był prąd i Piotrek zalutował przewody.








Efekt końcowy...

Po uruchomieniu silnika snop światła z lapmy sie rozjaśniał po dodaniu gazu, co jednoznacznie świadczyło, że ładowanie jest. Miernika nie miałem przy sobie, więc sprawdziłem to tylko tak... :).
Teraz zostaje spiąć łańcuch. Nie będę go jednak wymieniał. Zajeżdże go do wykończenia regulacji naciągu... A to dlatego, że zębatki mam ładne a łańcuch jeszcze bardzo wyciągnięty nie jest.
A poza tym zamówiłem już olej i filtry (powietrza i oleju). Jak mi dojdą, to będziemy wymieniać :).



| 1 | 2 | 3 | 4 |


Copyright (c) by zbyhu