W poniedziałek 1 sierpnia postanowiłem po pracy wybrać się z papierami do księgowej na Iżu. Już od dłuższego czasu miałem problemy z prędkościomierzem, który od 50-60km/h zaczynał wariować i wskazówka latała po całej skali. Przez wszystkie lata, od remontu licznika przez Tatę w 2010 r., szalał on tylko po przekroczeniu 80km/h, więc nie było to uciążliwe, bo rzadko się to w tym sprzęcie da osiągnąć ;). Problem więc się pogłębił.
No i tym razem podczas jazdy licznik się poddał. Szalał jak opętany, a w pewnym momencie zamarł. Wskazówka zatrzymała się na 50km/h i już tak została.
Wróciłem na chatę, wyciągnąłem licznik z motocykla i go rozkręciłem. Moją diagnozą było całkowite zużycie łożyskowania bębna ze wskazówką – licznik kilometry zliczał, gdy wracałem do domu, jedynie nie pracował prędkościomierz. Po rozbiórce licznika bęben był bardzo luźny, luz promieniowy powodował, że bęben dotykał pierścienia, w którym pracował.
Nie udało mi się zdjąć bębna, gdyż do tego niezbędne było zdemontowanie mechanizmu zliczania kilometrów. Nie miałem czym wybić osi, na której mechanizm był osadzony.
Ale nie ma to jak mieć Ojca zegarmistrza. Umówiłem się na wizytę z licznikiem na środę :).