Od dłuższego czasu rozglądałem się już za następcą CBFy. W ofercie Hondy tylko Afryka Twin była bliska moim wymaganiom, ale po jeździe próbnej we wrześniu 2020 r. uznałem, że nie jest to motocykl dla mnie. Z ciężkim sercem zacząłem przeglądać oferty innych producentów i w zasadzie bardzo szybko moją uwagę przykuł Triumph ze swoim nowym modelem Tiger 900. Na papierze miał wszystko, czego chciałem, więc trzeba było jeszcze pomacać sprzęta na żywo.
W środę 25 sierpnia 2021 r. pojechałem z rana do salonu w Katowicach i jakoś tak przesiedziałem tam ponad 3h. Podczas rozmów w salonie okazało się, że kolejka na te motocykle sięga kilku miesięcy i jeśli zależy mi na tym, aby nowy motocykl mieć jeszcze w roku 2021 r, powinienem sobie sprzęta zaklepać jak najszybciej.
No i cóż. Jak stałem, tak motocykl zamówiłem :).
Do wyboru miałem bazową, „bieda wersję”, tzn. Tigera 850 i dwie bogatsze linie Tigera 900 – sygnowane nazwami GT i Rally. Ta pierwsza linia, przeznaczona na szosę, interesowała mnie bardziej od terenowej odmiany Rally. Ale żeby nie było zbyt prosto musiałem jeszcze wybrać wersję, gdyż był dwie – GT i GT Pro. Ta ostatnia, najdroższa i najbardziej dopasiona, wykraczała już poza granicę 60kzł, której nie chciałem przekraczać. Posiadała też bajery na których niespecjalnie mi zależało. Już „zwykły” model GT miał cały szereg udogodnień, bez których całe lata radziłem sobie na CBFie, więc bez żalu odpuściłem wersję GT Pro.
A więc Triumph Tiger 900 GT :).
Kolory?
Do wyboru był czarny, biały i czerwony. Biały mnie nie przekonywał, czarnego obiecałem sobie nigdy więcej nie kupować (po przygodach z Suzą GS500e i Yamahą TDM850), więc został kolor najszybszy :).
I tak jakoś niespodziewanie zaliczkowałem zamówionego Tygrysa. Nowy motocykl! 😀
Nie żałuje Pan po czasie, że jednak nie padło na wersję PRO?
Nie. Niczego mi w motocyklu z wersji PRO nie brakuje 🙂