Wprowadzenie
Jakoś tak się złożyło, że postanowiliśmy z Moniką wybrać się kolejny raz do Rumunii.
Trochę zdążyło się przez ten rok pozmieniać. Z tych istotnych dla wyjazdu – założyłem sobie pętlę na szyję na 30 lat (kredycik) i wszystkie oszczędności poszły w ściany. W tych warunkach wyjazd wakacyjny musiał być niedrogi, a doświadczenia z zeszłego roku pokazały nam, że Rumunia nie dewastuje jakoś mocno domowego budżetu. Ponadto oboje przywieźliśmy z ostatniego wyjazdu niedosyt wrażeń oraz chęć naprawy popełnionych wówczas błędów. We mnie co prawda tliła się myśl, że życie jest za krótkie, aby ciągle wracać w te same miejsca, gdy na świecie jest jeszcze tyle do zobaczenia, ale ostatecznie finanse tę myśl ugasiły.
![](http://zbyhu.cba.pl/wp-content/uploads/2020/10/rumunia184.jpg)
Przed wyjazdem dopadły mnie wątpliwości co do motocykla. Przeszło 127 tyś.km na blacie, fabryczne sprzęgło, trzyletni akumulator, ponad 50 tyś.km od awarii alternatora, fabryczne łożyska w przednim kole, napęd o przebiegu przekraczającym 82 tyś.km… A w perspektywie dwie osoby na pokładzie, góra bagażu, dużo fatalnych dróg i ponad 3 tyś.km trasy do pokonania. Wątpliwości moje miały więc solidne podstawy. Bałem się, że po raz pierwszy w swym życiu CBF może się rozkraczyć…
Z całej powyższej listy mankamentów zdążyłem zająć się jedynie napędem. Zębatka zdawcza okazała się być w fatalnym stanie, więc na tydzień przed podróżą (z braku środków na cały napęd) ją wymieniłem. Założyłem dla eksperymentu nieco większą od fabrycznej z 17 zębami. Łańcuch wyczyściłem, uzupełniłem olej w oliwiarce i… tyle! No, założyłem jeszcze na szybko gniazdo zapalniczki na kierownicę, abyśmy mogli używać komórki jako GPSu i mieć skąd w trasie brać prąd.
Wyjazd zaplanowaliśmy na 2 lipca i mieliśmy ok. 10 dni do wykorzystania. Dzień przed podróżą, gdy motocykl podprowadzałem z garażu pod dom Moniki, sprzęt dołożył mi nową cegiełkę do mych zmartwień. Wysprzęglony silnik dwukrotnie przy hamowaniu zgasł. W głowie od razu zaświecił mi „czarny bocian”, ale było już za późno, aby cokolwiek z tym zrobić. Z wyjazdu nie chciałem rezygnować.
Cóż, podobno przygoda zaczyna się wtedy, gdy nie wiesz, czy uda Ci się wrócić do domu :).