Miłośników natury oraz opisów motocyklowych wyjazdów turystycznych od razu uprzedzam, iż w niniejszej relacji nie znajdziecie niczego, co Was interesuje ;). Tytułowym „czarnym bocianem” jest tutaj bowiem trudna do zlokalizowania usterka motocykla :).

Wszystko zaczęło się 9 sierpnia roku bieżącego, 2012. Na forum CBF Raphi zarzucił następujący wątek:

„Dziś w drodze do pracy motór mi 3 razy zgasł. Robił to za każdym razem w podobnej sytuacji – gdy dojeżdżam do świateł z wciśniętą klamką sprzęgła i zmieniam biegi w dół (…). Po prostu gaśnie sobie i tyle. Odpalam go normalnie i jedzie dalej normalnie. (…) Nie wygląda jakby się dusił tylko jakby mu wcisnąć czerwony przycisk. (…)
Jakieś pomysły?”

I tu zaczęła się standardowa orgia domysłów, propozycji, w której sam też uczestniczyłem. A Raphi raz po raz zgłaszał, co sprawdził i wyeliminował z kręgu podejrzanych:

„No to wyeliminowałem czujnik stopki bocznej, czujnik klamki sprzęgła i czujnik przechyłu motocykla. Wypiąłem też wszystkie moje instalacje (manetki, woltomierz, olejarkę i gniazdo zapalniczki). Moto gaśnie tak jak gasło, czyli przy hamowaniu z wciśniętą klamką. Ale tylko czasami. I głównie z górki.
Beznadziejny przypadek mi się trafił :(. To jak szukanie czarnego bociana….”

15 sierpnia pojawiły się nowe wskazówki dotyczące zachowania motocykla, co czyniło usterkę jeszcze ciekawszą:

„No więc moi drodzy zagadka: Co to jest, że jak bak jest pełny to nie gaśnie. Nie udało mi się go zmusić do zgaśnięcia mimo wielu prób. Ale po przejechaniu 130 km, gdy paliwa trochę ubyło to znów gaśnie. Przy ostrym hamowaniu z wciśniętym sprzęgłem. Jeśli ostro hamuje na biegu bez sprzęgła to nie zgasł ani razu.”

Na to już nie wytrzymałem i korzystając ze swojego bezrobocia z rana w czwartek 16 sierpnia napisałem do Raphiego taką wiadomość:

„W sobotę do maks. 14:00 lub w niedzielę mógłbym przyjechać (jak pogoda będzie) swoim parchem, coś by się podłubało, poszukało przyczyny Twoich problemów.
Mając serwisówkę, miernik, narzędzia i drugie sprawne takie same moto może coś się zdiagnozuje.
Ew. dziś po południu do oporu.
Daj znaka.”

Po 3 minutach już miałem odpowiedź 🙂 :

„Super by było!!! Przyjedź dziś, zapraszam!! O której mógłbyś być? Może się urwę z pracy trochę?”

I tak od słowa do słowa umówiliśmy się na 14:30 w Krakowie…

Wziąwszy ze sobą zestaw narzędzi i ciuchy robocze, wsiadłem na motóra i pognałem do Krakowa drogą przez Olkusz. Była więc A1, A4, S86 i potem stara krajowa 94 na Kraków. Pogoda była względna, trochę straszyło, że może popadać, ale ostatecznie skończyło się na straszeniu.
GPS doprowadził mnie za rączkę pod dom Raphiego, który zjawił się jakieś 5 minut później. Przebraliśmy się w robocze ciuchy, chwyciliśmy 2l Coli i narzędzia w dłoń i poszliśmy walczyć :).
Dotychczasowe poczynania Raphiego pozwoliły nam mieć jako taką pewność, że przyczyną problemów nie są żadne elektryczne duperele. Krótka jazda testowa z hamowaniem awaryjnym wykazała też, że gaśnięcie moto nie miało raczej charakteru nagłego odcięcia zapłonu. Wyglądało to bardziej na zduszenie silnika. Dodając do tego odkryty dwa dni wcześniej fakt, że gaśnięcie zależało też od ilości paliwa w zbiorniku, można było zakładać, że właśnie tu należy zacząć szukać przyczyny.
Chwyciliśmy więc narzędzia i postanowiliśmy podmienić w motocyklach zbiorniki paliwa :).
Rach, ciach, 20 minut i już moja kobyła miała zielony bak, a Raphiego srebrny :).

Dwie krótkie jazdy testowe na obu sprzętach i… moja CBF zaczęła gasnąć, a Raphiego została uleczona. Problem na bank siedział więc w zbiorniku…
Zdjęliśmy zielony bak z mojego motocykla i wzięliśmy go na tapetę. Wytargaliśmy ze środka zespół pompy paliwa i… inwencja nam się skończyła :).

Wszystkie kabelki zdrowe, wszystkie filterki czyste, zero śladów czegoś, co by mogło być źródłem problemu…
W każdym razie wiedzieliśmy, że wadliwa musi być sama pompa paliwa, więc Raphi uznał, że po prostu musi kupić jakąś używkę. A w związku z tym można było wyjętego z baku „pacjenta” rozbebeszyć na części pierwsze :). Jak się bowiem przekonaliśmy, pompa nie była jednym nierozbieralnym ustrojstwem i miała kilka śrubek, które można było wykręcić :].
Sam silnik pompy wmontowany był w białą plastikową obudowę, wewnątrz której był jakiś taki mały zbiorniczek z benzyną. Zaistniał nam w głowach pomysł, że może do środka tej obudowy dostał się jakiś syfek i zaczął przytykać przepływ paliwa. Trzeba więc było zajrzeć do środka, czyli wytargać silnik pompy z obudowy.
Po krótkim boju udało nam się to, a oczom naszym ukazało się coś takiego:

Była to gumka uszczelniająca połączenie między króćcem silnika pompy a gniazdem w białym korpusie. Jak widać na zdjęciu – była pęknięta :).

Okazało się, iż „nasi już tam byli”. Ktoś kiedyś to rozbierał i źle poskładał. Gumka została za głęboko nasunięta na króciec silnika pompy, bo komuś się wydawało, że musi ona zaskoczyć na poszerzenie u nasady króćca. Przez to gumka była nienaturalnie rozciągnięta i w końcu sobie pękła… * (errata poniżej)
Co to powodowało?
Miejsce uszczelniane tą gumeczką znajduje się gdzieś w połowie wysokości baku. Do póki więc zbiornik był pełny, drobna nieszczelność nie miała znaczenia, bo pompa zasysała „na lewo” paliwo ze zbiornika. Gdy jednak miejsce to wychodziło ponad lustro paliwa w baku, z jakiejś przyczyny tylko przy hamowaniu pompa zasysała przez nieszczelność powietrze i… silnik gasł :).
Duperela – gumeczka warta w produkcji grosze, a w detalu parę złotych – a mało nie doprowadziła do wydatku zakupu używanej pompy paliwa, co zamknęłoby się kwotą kilkaset złotych. Naturalnie nowa pompa nie wchodziłaby w grę, gdyż jej cena jest kuriozalno-kabaretowa – 961… euro! 😉
Znaleźliśmy naszego czarnego bociana! 🙂
No dobra, ale gumeczka uszkodzona, moto rozgrzebane i co dalej?
Uznaliśmy, że nie mamy kompletnie nic do stracenia i można spróbować skleić tę gumkę. Jeśli klej nie wytrzyma, problem wróci w niezmienionej postaci, a moto nie może na tym w żaden sposób ucierpieć. A jeśli się uda, to naprawimy sprzęta za kompletną darmochę :).
Więc jak uradziliśmy, tak zrobiliśmy. Gumka została sklejona silnym klejem cyjano-akrylowym, pompę poskładaliśmy do kupy (z niewielkimi problemami, w stylu: „gdzie to było?” :P), wmontowaliśmy cały zespół pompy do baku, bak wylądował na swoim miejscu w moto i… próba generalna! 🙂
Moto nie zgasło! 🙂 Pełny sukces! 🙂
Poskładaliśmy oba motocykle w try miga do kupy i Raphi postanowił odprowadzić mnie trochę do domu. A że dosyć mi się spieszyło to jazda była bardzo dynamiczna :P. I mimo, że trafiła nam się czerwona fala, więc wielokrotnie ostro trzeba było hamować przed światłami, CBF Raphiego nie zastrajkowała ani razu :).
No i tyle… Trochę jazdy, trochę dłubania i ze trzy tony satysfakcji! 😀

* Dopisane w 2016 r.

Ponieważ przytrafiła mi się identyczna awaria, co pozwoliło mi nieco lepiej zrozumieć jej naturę, muszę dokonać erraty powyższych zapisów.
Uszczelnienie w pompie paliwa CBF1000 jest nieco wadliwie zaprojektowane i problemy Raphiego nie były niczyją winą. Uszkodzony uszczelniacz ze zdjęć jest jednocześnie uszczelką i amortyzatorem drgań dla silnika pompy. Przy większych przeciążeniach (przy hamowaniu) silnik pompy „wbija się” w uszczelniacz, a raczej wbija się w niego plastikowa tulejka dystansowa, którą w opisie nazwałem „poszerzeniem u nasady króćca” silnika pompy. Nie wiem, czy przez zużycie, czy przez ekstremalnie silne przeciążenie, tulejka ta potrafi się tak mocno wbić w uszczelniacz, że ten zostaje wyciągnięty ze swego gniazda. Nienaturalnie rozciągnięty uszczelniacz na plastikowej tulejce z czasem kruszy się (jak u Raphiego), by w końcu pęknąć na pół (jak u mnie)… Jak długo jest w całości, silnik zapowietrza się tylko przy hamowaniu, gdy w baku poziom paliwa jest poniżej wysokości, na jakiej jest uszczelnienie. Gdy pęknie, pompa zapowietrza się całkowicie i silnik przestaje pracować.
Szczegóły mojej awarii w Kalendarium CBF.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *