No i dupa. Za dużo optymizmu przy tych 50kkm się zemściło.
Pogoda się zrypała, więc 10 dni motocykl stał bez ruchu, a gdy go 21 października postanowiłem ruszyć – okazało się, że akumulator nie żyje. I to tak dokumentnie, że nie zaświeciła się żadna kontrolka na desce, a miernik po wyjęciu aku z moto pokazał 5,5V na klemach :(.
W problem z nowym akumulatorem nie wierzyłem, więc zacząłem szukać przyczyny i…
… tyle pokazał mi miernik poboru prądu przez instalację motocykla na wyłączonej stacyjce… 40mA! Dla akumulatora pojemności 8Ah oznacza to śmierć przez zamęczenie w zaledwie 8 dni…
Zacząłem szukać winowajcy, poprzez odłączanie poszczególnych bezpieczników. No i pobór prądu spadł, gdy wypiąłem z instalacji bezpiecznik opisany jako „fan, clock”. Schemat instalacji elektrycznej pokazał mi, że pod ten bezpiecznik podłączony jest przekaźnik wentylatora, przekaźnik migaczy i zegary. Wymontowałem więc zegary, aby sprawdzić, czy to one żrą prąd, ale pobór nie spadł. Zegary więc są dobre.
Dobrałem się więc do przekaźników…
… i nagle po ich rozłączeniu, pomierzeniu i podłączeniu – problem znikł. Tzn. miernik wskazał pobór prądu na poziomie 5mA…
No cóż. To jednak sprawy nie rozwiązuje, bo nic nie naprawiłem, nic nie wymieniłem, winowajcy do końca nie znalazłem. Sam przekaźnik bowiem nie sądzę by mógł być przyczyną…
Zima idzie, zła pogoda, czasu na grzebanie i testowanie motocykla brak. Może przy weekendowym dłubaniu do czegoś w końcu dojdę…
A więc stało się! Pierwsza awaria…