Rumunia 2015 (1) | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
<= Poprzedni | 0 | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | Następny =>
Dzień 1 - 29 czerwca 2015 r. Pogoda na moment wyjazdu siadła nam idealnie. Nieco mniej idealnie wyszło nam wymieszczeie się z planem startu - wyjechaliśmy spod domu Moniki, po długich bojach dopakowywania, dopiero ok. 8:30. W Preszowie mieliśmy też małego pecha. Jadąc przez miasto, wątpliwej jakości asfaltem, trafiliśmy na dwie następujące po sobie wysokie muldy. Nie były to dziury, a dwa asfaltowe wybrzuszenia. Pierwsze wysadziło Monikę z siedzenia jak z katapulty, a gdy właśnie lądowała, najechaliśmy na drugie. "Lądowanie" Moniki trafiło więc dokładnie w moment odbicia zadupka przez amortyzator. Z pozycji kierowcy nie było to jakoś bardzo odczuwalne, ale z tyłu już było silne. Usłyszałem za plecami tylko stłumiony jęk, a gdy na moje pytanie, czy wszystko ok, nie usłyszałem odpowiedzi - obejrzałem się za siebie. Monika siedziała skulona z bólu ze łzami w oczach. Od razu przypomniała mi się historia, w której w podobnych okolicznościach pasażerka motocykla doznała złamania kompresyjnego kręgosłupa. Wystraszyłem się nie na żarty i czym prędzej zatrzymałem motocykl w pierwszym dogodnym miejscu. Na szczęście mój strach był na wyrost. Z całą pewnością Monika sobie coś naderwała, ale kręgosłup miała w całości :). Uff. Odpoczęliśmy sobie na poboczu kilkanaście minut nim ból częściowo minął i Monika powiedziała, że możemy jechać. Po godzinie 14:00 z nieukrywaną radością opuściliśmy Słowację i wpadliśmy na Węgry. Na granicę pomiędzy Węgrami i Rumunią w Artand dojechaliśmy ok. 19:00. Było znacznie później niż planowaliśmy, więc dojazd w znane mi rejony Belis, gdzie spałem dwa lata wcześniej, nie wchodził w grę. Pognaliśmy drogą nr 1 w stronę Huedin i za miastem Alesd próbowaliśmy znaleźć nocleg przy rzece Repede. Niestety rejon był zbyt zurbanizowany i musieliśmy szukać dalej. Wróciliśmy na drogę główną i kolejny raz odbiliśmy w prawo w okolicy miasteczka Bucea - już zapadał zmierzch. Tym razem mieliśmy szczęście i udało się nam znaleźć oddalony od drogi gruntowej (a przynajmniej tak nam się wydawało) kawałek równej trawy w lesie, gdzie też ok. 21:00 rozbiliśmy namiot. Tego dnia przejechaliśmy 726km. Na zegarach motocykla widniało 121755km. Pokonana trasa. <= Poprzedni | 0 | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | Następny => Góra strony |
Copyright (c) by zbyhu |