Anglia II 2007 (24-29) | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
<= Poprzedni | ... | 8 | 9-22 | 23 | 24-29 | 30 | 31-65 | 66 | ... | Następny =>
Dni od 24 do 29 - 15.07 - 21.07.2007 Kolejne dni nie odchodziły od ustalonego już na początku schematu. Pracowaliśmy od 7:00 do coraz późniejszych godzin wieczornych. Jak na ironię to właśnie w tych dniach pogoda zaczęła robić się piękna. Kisiliśmy się w fabryce całytmi dniami, a po powrocie do domu już było zazwyczaj za późno na cokolwiek. To właśnie w tych dniach trafił się ten przypadek, w którym skończyliśmy pracę o 23:30... Coraz częściej w tych dniach zabierali nas od zawiasów do pracy na linii malarskiej. Początkowo robiliśmy na linii tylko podczas nadgodzin, ale potem zabierali nas do tej roboty i w normalnych godzinach roboczych. Linia malarska składała się z kilku urządzeń. Podstawowym była komora malarska podłączona do wentylatora, przy której były dwa stanowiska z pistoletami proszkowymi. Z 5 metrów za komorą malarską stał piec rozgrzany do 220 stopni. Miał długość może 20-25m. Przez komorę i piec przechodził w pętli łańcuch o regulowanej prędkości przesuwu, podwieszony na wysokości ok. 2m. Stąd właśnie nazwa - linia malarska ;). Łańcuch spinał całość w zamknięty obieg. ![]() Artur wiesza haczyki na łańcuchu. Na nich potem podwieszało się różne pierdoły. Widać też piec i jego sterownik, a w tle komorę malarską. ![]() Artur wyciąga z pieca największy element, jaki malowaliśmy. Był za długi by wziąść zakręt na łańcuchu. Przy pracy na linii nie było zmiłuj. Prędkość regulowali malarze, więc cała reszta pracowników musiała się do tego dostosować. Dlatego właśnie na linii można było albo zupełnie legalnie ściemniać na maksa, gdy wszystko jechało wolno, a obsada linii była wystarczająca, ale można też tam było solidnie się napocić i nabiegać, gdy ludzi brakowało, a linia zasuwała... :) Dodakowo odgórnym zaleceniem było, aby prace malarskie trwały również podczas przerw. Odsyłało się wówczas połowę załogi linii na przerwę, a druga połowa szła odpocząć dopiero, gdy pierwsza zmiana wracała z kantyny. Jednym z głównych malarzy był tam - jak już wspominałem - Mariusz. ![]() W międzyczasie przez fabrykę przewinęło się kilka osób, które - zgodnie z tym co nam mówiono - szybko znikały. Przez kilka dni pracował na nockę Piotrek, potem drugi Piotrek, a na dniówce przewinął się Paweł i Jakub. Ten ostatni okazał się zupełnie do rzeczy osobą i - z przerwami, ale jednak - pracował z nami najdłużej. ![]() Jakub. W naszych domowych relacjach z współlokatorami zaczynały się pierwsze zgrzyty. Pewnego dnia po powrocie do domu okazało się, że z naszego pokoju znikł komputer. Ja rozumiem, że w sumie nie był nasz, więc nie mogliśmy sobie rościć do niego praw, ale fakt wyniesienia go z pokoju pod naszą nieobecność, już nas troche zirytował. Podobnie było z rzeczami poprzedniego mieszkańca naszego pokoju, o których pisałem. Pewnego dnia po powrocie z pracy po prostu ich nie było. Co z tego, że na wypełnionych manelami pudłach leżały nasze rzeczy... Troche nam to śmierdziało, że współlokatorzy włażą nam do pokoju, kiedy chcą gdy nas nie ma, ale jeszcze tym razem złość powstrzymaliśmy. ![]() Nasza kuchnia. Drugim zgrzytem było nagłe zaistnienie dodatkowych kosztów mieszkania. Okazało się, że Michał nie płacił od dłuższego czasu Council Taxu, który wynosił 800 funtów na rok. Jak już zaczęły przychodzić na pocztę groźby sądowe, to zdecydował się zacząć to płacić i uznał, że musimy się dorzucić... :| Majątek to nie był, więc kolejny raz powstrzymaliśmy złość i dorzuciliśmy te parę funtów miesięcznie. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że i to było dopiero przygrywką do późniejszych problemów... To też właśnie w tych dniach Michał dał popis, rozbijając kupionego kilka tygodni wcześniej na kredyt Jeepa Grand Cherokee. Wracając z pracy, piwkując przy okazji, zaliczył lądowanie na boku. Rozwalił przy okazji wszystkie chłodnice, jakie wóż posiadał (aż trzy :P) i - co najlepsze - mimo wszystko następnego dnia jeszcze gdzieś bryką pojechał. Z jego relacji wynika, że wróciłł z tej eskapady do domu z dymiącym silnikiem i wskazówką temperatury poza skalą :). Brawo! ![]() Oj, mieliśmy niezłe z Michałem przeboje, ale to jeszcze będę zmuszony poruszyć :). Więc dość na teraz. I tak dotarliśmy do soboty 21 lipca. Licznik motocykla tego dnia stał na liczbie 25636 pokonanych kilometrów. TDMa dalej nie wykazywała tendencji do konsumowania oleju, co mnie zadziwiało. A poza tym trzymała się dzielnie i znosiła swoją rolę bez żadnych protestów. Tylko tylna guma coś zleksza zanikła i powoli przyzwyczajałem się do myśli, że będę musiał tu w Anglii zmienić oponę. <= Poprzedni | ... | 8 | 9-22 | 23 | 24-29 | 30 | 31-65 | 66 | ... | Następny => Góra strony |
Copyright (c) by zbyhu |