Mam przyjaciela – Piotrka – którego znam od przedszkola.
Piotrek nie był specjalnie zainteresowany motocyklami, gdy ja zaczynałem z nimi przygodę, także w tej sferze mojego życia za bardzo nie uczestniczył.
Zmieniło się to w 2015 roku i Piotrek – przy mojej pomocy – kupił Hondę CB750 Seven Fifty.
Wstyd przyznać, ale od tamtej pory nie było nam dane za bardzo wspólnie pośmigać! Niemal 7 lat…
Ale doczekaliśmy się!
W niedzielę 27 czerwca umówiliśmy się na całodzienne śmiganie. Sprawdziłem, że Czesi nie rozstrzeliwali za wjazd na ich teren za jakieś pandemiczne wymysły, więc postanowiliśmy pojechać do Kotliny Kłodzkiej, nie trzymając się granic naszego kraju.
Pod garażem Piotrka umówieni byliśmy o 10:00.
Obrzędy przedwyjazdowe zabrały nam kwadrans, po którym ruszyliśmy do Raciborza. Potem polecieliśmy na Głubczyce i przejście graniczne w Rusinie. Planem moim była jazda czeską drogą nr 457 – poznałem jej fragment w 2018 roku, kolejny w 2020 r… I tak po bliższym sprawdzeniu mapy okazało się, że można tą drogą jechać wzdłuż granicy Polsko-Czeskiej od Pomorzowiczek (przejście graniczne niedaleko Głubczyc), aż do Złotego Stoku. Ciekawa opcja… My zdecydowaliśmy się jednak na odcinek do Sławniowic, aby odbić potem drogą nr 455 na Jesenik – no musiałem go Piotrkowi pokazać!
Po drodze było więc sporo wąskich, pustych asfaltów i fajnych widoków.
I trochę zwierzaków 😉
Dojazd na przełęcz pod Jesenikiem od tej strony okazał się nieco męczący. Gdy tylko z drogi 455 zjechaliśmy w wiosce Písečná na krajową 44, długie kilometry snuliśmy się przez tereny zabudowane, pilnując się, aby nie przegiąć za bardzo z prędkością. Nagrodą była przełęcz Červenohorské Sedlo, gdzie puściłem wszystkie konie po betonie, nie oglądając się na Piotrka. Tylna opona zamknięta! 🙂
Z drogi 44 zjechaliśmy w wiosce Rejhotice, aby wąziutkim i klimatycznym łącznikiem przez góry przedostać się do drogi 369. Jadąc na południe osiągnęliśmy skrzyżowanie z trasą 446, a ta zabrała nas na granicę z Polską, przez Przełęcz Płoszczyna. Kolejna bardzo fajna droga przez góry i lasy.
No i cóż, cel osiągnęliśmy – byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej! 🙂
Zjechaliśmy do Stronia Śląskiego, potem do Lądka Zdroju i w drogę powrotną do domu ruszyliśmy przez Przełęcz Lądecką – czyli znowu przez Czechy. Ale nie zabawiliśmy tam długo. W Javorniku skręciliśmy na Paczków i po jego osiągnięciu wreszcie zrobiliśmy dłuższy postój na stacji – po prawie 5h jazdy :).
Napełnienie baków paliwem i żołądków hot-dogami zajęło nam niecałe pół godziny i o 15:30 ruszyliśmy w stronę Rybnika. Musieliśmy zapiąć już tryb szybki, gdyż o 19:00 zaczynałem nocną zmianę w pracy w Gliwicach. Nie szukałem już więc udziwnień i nieznanych wąskich dróg. Grzaliśmy krajówkami aż do Laskowic, skąd DW417 zaprowadziła nas do Raciborza. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw w centrum miasta, gdzie też już pożegnaliśmy się i dalej każdy pojechał osobno. Do domu dotarłem o 17:40 i godzinę później wyjechałem do pracy.
Oczywiście motocyklem :).
Przyjemnie było poganiać wspólnie po winklach. Jeszcze muszę Piotrka namówić na interkom, to już w ogóle będzie sztos – śmigać i móc przy okazji nadganiać zaległości w rozmowach :).