Ósmy Zlot forum CBF odbył się jesienią w dniach 3-5 października 2014 r. w okolicach Góry Żar, w Międzybrodziu Żywieckim. Gdy piszę te słowa, jest już rok 2020 i niewiele z tego zlotu pamiętam ;).
Pracując w delegacji nie miałem możliwości przyjechać na imprezę już w piątek 3 października, gdyż tego dnia gnałem z pracy z Siedlec do Rybnika. Ale 4 października już nic nie stało na przeszkodzie, abyśmy z Moniką dołączyli do biesiady.
Rano 4 października niespecjalnie nam się spieszyło, wyjechaliśmy z Rybnika krótko przed południem. Nawet pakować się nie musieliśmy – ot spodnie na zmianę i tyle – wszystko weszło w kufer centralny.
Do Międzybrodzia Żywieckiego mieliśmy praktycznie rzut beretem. Niespiesznie jadąc dotarliśmy na zlotowisko ok. 13:30, zaliczając po drodze krętą trasę z Bielska przez Straconkę. Zlot odbywał się nietypowo w Domu Weselnym, w dosyć zabudowanej okolicy, naprzeciwko OSP. Na miejscu nie zastaliśmy prawie nikogo.
Ekipa pojechała na wycieczkę objazdową połączoną ze zwiedzaniem Kozubnika. Przywitały nas pojedyncze osoby, których do tej pory nie znałem.
Już nie pomnę ile czekaliśmy, niemniej ekipa się w końcu zjechała. Zainstalowaliśmy się w naszym pokoju i poszliśmy się integrować.
Z osób, które pamiętam, że na zlocie były, mogę wymienić Dzika, Raphiego, Sylę, MTRa, PeterSa, Sarnaona, Wesołego Dyzia, Malenstfo i Marka…
Poza tym że miejsce zlotu było nietypowe, cała reszta odbyła się już wedle zwykłych prawideł. Wyjechało na tapetę piwo, na zamkniętym terenie pojawiły się ławki, palenisko i wiszący grill na trójnogu.
Ogień zapłonął, kiełbasy zaskwierczały – nie trzeba było sterczeć z kijkami :).
Nie wyposażyliśmy się z Moniką jakoś wybitnie w alkohol, ale jej urok osobisty działał cuda. Co chwila dostawała od nowo poznanych kolegów kolejne puszki do ręki, więc suma summarum nie wypiła nawet wszystkich własnych. Niemniej późniejszym wieczorem miała już zdecydowanie dosyć imprezowania ;), więc odprowadziłem ją do pokoju. Nasiadówa nie trwała długo. Dom Weselny miał jakieś obostrzenia związane z hałasem, a ekipa w większości miała już za sobą imprezę z poprzedniej nocy. Spać odpadłem na pewno przed północą.
Poranek następnego dnia był dla mnie nieco łaskawszy niż dla Moniki. Wstaliśmy jednak dosyć sprawnie, w okolicach 8:00 rano.
Nie do końca pamiętam, czy na zlocie ogarnięte było śniadanie, czy jedliśmy coś z własnych zapasów. No, przynajmniej ja, Monika nie była zainteresowana pożywieniem :).
W drogę do domu – po pożegnaniu się z ekipą – ruszyliśmy szybko, nieco po 9:00. Nikt nie leciał w naszym kierunku, więc wracaliśmy sami.
Pokonaliśmy tę samą trasę przez Straconkę do Bielska. Zakręty, wjazdy i zjazdy nie poprawiły Monice samopoczucia, więc musieliśmy na chwilę się zatrzymać, aby mogła uspokoić zapędy swego żołądka.
Na szczęście obyło się bez defragmentacji i mogliśmy pojechać dalej. Wracaliśmy ekspresówką wokół Bielska i przez Skoczów. Tam, na S1, weszło na blat CBFy 120kkm :).
No i tyle! Bezpiecznie wróciliśmy do domku.
Fajnie było zobaczyć znajome twarze i symbolicznie zakończyć sezon. Pogoda dopisała, ekipa dopisała, motocykl dopisał. Żyć nie umierać :).