Wprowadzenie

O wyprawie w Alpy marzyłem już od dłuższego czasu. Zdecydowanie od zawsze preferowałem spędzanie wolnego czasu blisko natury, szczególnie w górach. Jakoś zamki, kościółki czy muzea mnie zupełnie nie bawią…
A w Alpach oprócz bliskości natury i niesamowitych widoków są również genialne drogi – kręte i przyczepne… Słowem – motocyklowy raj :).

Rok temu wyjazd niestety mi się nie udał. Zabrakło środków finansowych… Obiecałem sobie wówczas, że w sezonie 2009 pojadę w Alpy choćby się waliło i paliło… I ostro odkładałem na ten cel środki, kreśląc sobie w międzyczasie na mapie zarys czekającej mnie eskapady. Efektem był taki luźny zarys trasy:

Początkowo miałem pojechać z ekipą z Turawy – z Ciasnym Baniakiem i Bliźniakami. Niestety na parę tygodni przed planowanym na lipiec wylotem dowiedziałem się, że ekipa ta wymiękła – wysoko stojący kurs euro zmienił kierunek ich wyprawy na Czarnogórę… Samemu jechać mi się nie chciało, więc próbowałem na szybko znaleźć towarzystwo wśród koleżanek, ale mój urok osobisty niestety nie zadziałał ;). Zmuszony byłem zatem kolejny raz odwlec wyjazd na bliżej nieokreślone „później”…

Na moment światełko w tunelu pojawiło się w sierpniu w postaci Myla śmigającego na TDMie. Wyraził zainteresowanie moją wyprawą i wstępnie ugadaliśmy się na start na koniec sierpnia. Jednak gdy przyszło co do czego – Mylu zwiał na dwa tygodnie na mazury, a ja znowu zostałem na lodzie.

Wreszcie szczęście się jednak do mnie uśmiechnęło. Wyprawą zainteresował się Ewaryst z EKG, a wrzucona do internetu mapka planowanej wyprawy zainteresowała również Wojtasika. I tak od słowa do słowa do wyprawy dołączył się z Wojtasikiem również Pietra, a termin wylotu został ustalony na 5 września :).

I tym razem nic już się nie posypało…

Skład ekipy alpejskiej skrystalizował się zatem następująco:


Pietra
Suzuki DL1000

Wojtasik
Suzuki DL1000

Ewaryst
Suzuki DL650

Zbyhu
Honda CBF1000

Plan był bliżej nieokreślony. Ja chciałem pokonać Stelvio Pass, St. Bernardino Pass i Grossglockner Hochalpenstrasse. Reszta totalnie mi zwisała i miała już być wypadkową wspólnych decyzji w trasie…

No… To komu w drogę, temu aviomarin! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *