Męskie Kaszuby
Dzień 1 – Czwartek, 16 września 2021 r.
Udało nam się wyrwać z życia 4 dni. Umówieni byliśmy na start z Rybnika ze stacji benzynowej o 6:30.
Ja pojawiłem się o 6:25. Ynciol spiął poślady i spóźnił się tylko 5 minut.
I co ciekawe – przyjechał przed Browarem, który pojawił się o 6:40! 🙂
Chłopaki uzupełnili paliwo i chwilę przed 7:00 ruszyliśmy w drogę.
Na prowadzenie oczywiście wybrano mnie, toteż postanowiłem przeczołgać chłopaków szlakiem koziej dupy. Najwyższa dopuszczalna klasa drogi w mym planie nie wykraczała ponad wojewódzką.
Ruszyliśmy przez Rudy do Sośnicowic, by omijając szerokim łukiem Gliwice (przez Bojszów i Chechło) zapiąć DW901 na Olesno. Pogoda początkowo nawet nam sprzyjała – było pochmurno, ale niezbyt zimno i – co najważniejsze – nie padało.
Z Olesna pokierowałem nas przez Skomlin i Czastary do Grabowa nad Prosną, gdzie zatrzymaliśmy się na stacji, aby Browar mógł uzupełnić paliwo. My z Ynciolem jeszcze nie musieliśmy, ale zatankowaliśmy kolektywnie. Browar skarżył się trochę, że powypadały mu plomby, ale nie naciskał na zmianę trasy. Mieliśmy już prawie 200km w kołach, które pokonaliśmy w porywającym czasie 3h i żaden Triumph się nie zepsuł ;).
W pogarszającej się pogodzie ruszyliśmy po DW450 w stronę Kalisza, a za tym miasteczkiem zapięliśmy DW442. Po niecałej godzinie jazdy, widząc bure chmury przed sobą, zjechałem na wysokości Łaszkowa na stację, gdzie ok. 10:40 ubraliśmy kombinezony przeciwdeszczowe.
Niedługo później wjechaliśmy w deszcz. Nie padało jakoś intensywnie, ale zrobiło się depresyjnie jesiennie.
W okolicach wioski Gizałki zjechaliśmy z DW442 na jeszcze gorszą drogę i liznęliśmy w rejonie Zagórowa Nadwarciański Park Krajobrazowy.
Od okolic Słupcy wróciliśmy na drogi wojewódzkie o numerach 263 i 262, którymi ominęliśmy Gniezno od zachodu.
Chwilę po godzinie 12:00 zaliczyliśmy kolejny postój pod Marcinkowem na stacji. Pogoda zdawała się poprawiać, przestało padać i choć jechaliśmy po mokrym asfalcie, to z każdym kilometrem zaczynało się wypogadzać.
Do Nakła nad Notecią dotarliśmy drogami DW254 i DW246, mijając po drodze mnóstwo drogowskazów na miejscowości, które znane mi były z moich genealogicznych poszukiwań mojego pradziadka – Gąsawa, Żnin, Łabiszyn, Szubin.
W Nakle drugi raz zatankowaliśmy i z racji pory obiadowej wbiliśmy się na posiłek do restauracji Stary Spichlerz. Nigdzie nam się nie spieszyło, więc zeszłą nam tam godzina, nim przed 15:00 ruszyliśmy dalej.
Niestety pogoda znowu zaczęła nas nękać i pod Więcborkiem musieliśmy ponownie przystanąć na poboczu DW241, aby ubrać się w kondony.
Po minięciu Kamienia Krajeńskiego i chwilowej jeździe krajówką nr 25, aby nieco urozmaicić trasę, odbiliśmy w prawo w stronę Borów Tucholskich. Zahaczyliśmy je jadąc prawym brzegiem Jeziora Charzykowskiego. Stare, wysokie drzewa przepięknie i intensywnie pachniały, co potęgowała wilgotna aura.
W gruncie rzeczy nic wielkiego się dalej nie wydarzyło. Po DW212 i potem już lokalnych drogach punktualnie o 17:00 dotarliśmy do Barkocina i Kaszubskiej Ostoi, gdzie wynajęty mieliśmy domek. Mati już na nas tam czekał.
Po chaotycznym przywitaniu i zrzuceniu bagaży z motocykli musieliśmy jeszcze podskoczyć do strategicznego centrum okolicznego wszechświata – marketu w Łubnie. Wyposażyliśmy się tam we wszystko, co nam do szczęścia było potrzebne na wieczór i poranek, po czym wróciliśmy do domku oddać się relaksowi po całym dniu jazdy.
Wieczorem pogoda była całkiem niezła, więc rozpaliliśmy sobie ognisko i siedzieliśmy na zewnętrznym tarasie. Na tapetę wjechały kiełbasy, piwo i rolady ;).
I co tu dużo pisać – było mega wesoło do późnego wieczoru…
Tego dnia zrobiliśmy 695km.