Dzień 9 – 12 września 2009 r.
W gruncie rzeczy ten dzień umieszczam tu na wyrost – dla mnie to już był tylko odpoczynek po wyprawie…
Pietra i Wojtasik natomiast musieli jeszcze wrócić do Warszawy. Rano poczęstowałem ich śniadaniem, powymienialiśmy się zdjęciami z podróży, a po spakowaniu pomogłem im dostać się do garażu.
Na miejscu zobaczyłem w pełnym świetle dnia co zostało w moim motocyklu na tylnej feldze. No i co tu dużo pisać – starczyła na styk. 300km więcej i mógłbym mieć solidny problem ;).
Inspekcja butów po podróży też była nieciekawa… Zbyt często używałem ich do kontrolowania przechyłu w winklach i co nieco ich ubyło :].
Pietrę i Wojtasika pożegnałem ok. 11:00 rano, a sam wróciłem odespać się do domu…
Podsumowanie:
Powtórzę się – Alpy to niewątpliwie raj dla motocyklistów. Widoki rewelacyjne, asfalty jeszcze lepsze, winkle warte grzechu. Z całą pewnością pojadę w te góry jeszcze nie raz.
Pokonaliśmy w sumie 3356km w tydzień czasu.
Wszystkie motocykle spisały się rewelacyjnie – żaden nie zawiódł i nawet nie zastrajkował w jakikolwiek sposób. No i moja bestia nie wszamała ani grama oleju… 😀
Cały wyjazd zmieścił się w kwocie 2500zł. Największym kosztem oczywiście było paliwo, a w drugiej kolejności… Szwajcaria 😉 – ok. 900zł rozwalone w dwa dni. Noclegi uplasowały się na pozycji trzeciej, a żarcie wyszło nas najtaniej. Opłat za drogi nie biorę pod uwagę…
Paliwo najdroższe było we Włoszech – dziw bierze, ale Szwajcaria i Austria wypadały pod tym względem dużo korzystniej. Problem był też ze zdobyciem tego paliwa po włoskiej stronie – mało stacji z obsługą, wieczorem i w weekendy wszystko pozamykane, więc zatankować dało się tylko na automatycznych stacjach, gdzie zaś nie zadziałała żadna z naszych kart płatniczych :]. Jak nie masz banknotu euro niskiego nominału (5-10e – automat nie wydaje reszty), to zapomnij o tankowaniu ;).
Także wybierającym się w Alpy polecam tankować w Austrii i Szwajcarii, a spać i jeść już we Włoszech i Austrii :P. Na dłuższy pobyt w Szwajcarii trzeba mieć głęboki portfel, więc tam lepiej znaleźć się tylko przejazdem.
A wybrać się tam polecam każdemu, kto tylko czuje motocyklowego bluesa. Na pewno nie pożałuje!