Skandynawia

Dzień 24 – 12.07.2005 r.

Ten dzień mieliśmy wreszcie dla siebie. Po takiej serii dni roboczych, chyba nam się należało :).
Wstaliśmy około 8:00. Bez gonitwy, spokojnie zjedliśmy śniadanie, umyliśmy się, po czym nasze myśli skierowały się w stronę motocykli :). Trzeba było je umyć, bo od wyjazdu z Polski nie było takiej możliwości i były już mocno brudne. Na dodatek w naszej ujeżdżalni, gdzie stały, dosyć mocno zakurzyły się pyłem z ciętego drewna.
Gdy maszynki były już czyściutkie, pojechaliśmy do Goteborga na zakupy. Zaszalałem i kupiłem sobie nową komórkę :). Ponadto udało nam się zgrać zdjęcia z Krzyśkowego aparatu na płytkę, dzięki czemu mieliśmy więcej miejsca na nowe zdjęcia – perspektywy fotografowania podczas wyjazdu ciekawych miejsc były ciągle szerokie.
Po zakupach wróciliśmy do przyczepy na obiadek, a po napełnieniu żołądków, postanowiliśmy pojechać gdzieś nad wodę, poleżeć do góry brzuchem.
Plaży za cholerę znaleźć się nie dało, więc zadowoliliśmy się skalistym nabrzeżem i skrawkiem miękkiej trawki :).

Ja tam nawet do wody nie wlazłem, bo cały czas bawiłem się nowym telefonem :P.

Kiedy już sobie odpoczęliśmy i leżenie plackiem nam zbrzydło, wróciliśmy do naszej przyczepy i zaczęliśmy myśleć o jej opuszczeniu. Spakowaliśmy wszystkie graty, posprzątaliśmy nasz hotelik na ile się dało, objuczyliśmy motorki i o 19:00… łycha do Yesyesa!
Żal było opuszczać przytulną stadninę. No, ale co zrobić :).
Dotarliśmy do gospodarstwa Yesyesa dosyć szybko. No i tym razem pokierowaliśmy rozmową z nim tak, że podnieśliśmy sobie stawkę godzinową i dostaliśmy dach nad głowy dla siebie i motocykli w postaci przestronnej stodoły :).

Ponadto Yesyes załatwił nam dodatkową robotę u swojego szwagra :). Wypas :).
Późnym wieczorem, po rozgoszczeniu się w stodole, zjedliśmy kolacyjkę i grubo po 23:00 poszliśmy spać na wygodnych łóżkach – w stodole znaleźliśmy stare meble :).

Stan licznika po dzisiejszym dniu: 51148km.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *