Kalendarium WSK 175

28 maja 2003 – finisz 🙂 (?)

Dzisiaj kupiłem linkę gazu i ją zamontowałem. Potem z Piotrkiem ciężko walczyliśmy nad znalezieniem miejsca gdzie traci się prąd na drodze do świateł. Okazało się, że prądnica daje… 30 V zamiast 12 :D. W końcu doszliśmy do wniosku, że prąd się nie traci ;), lecz coś jest nie tak z nową zespoloną lampą. Zainstalowaliśmy więc starą i mimo tych 30 V – światła świecą :). Elektryka więc nie licząc klaksonu, który jest do wymiany jest już OK. Motorek bardzo fajnie zapala, ale coś kiepsko jeszcze jest wyregulowany. Trochę na nim pojeździłem i próbowałem sprzęgło. Wygląda na to, że łapie dobrze (ale chodzi jak w ruskim czołgu… muszę sprawdzić co jest, bo trzeba niezłej pary w rekach, żeby je wcisnąć). Motorek jeździ, ale jest dosyć głośny i dławi się na dolnych obrotach, a potem na wysokie wkręca się błyskawicznie i ryczy jak zarzynane prosie. Tato już musi na to rzucić okiem, bo ja na regulacji się mało co znam ;).


2 czerwca 2003 – sprzęgło, filtr powietrza

Dzisiaj nasmarowałem olejem linkę sprzęgła i teraz chodzi jak masełko :). Wyregulowałem sprzęgło na nowo i już w zasadzie jest wszystko ok. Można jeździć, tylko z racji słabej regulacji motorka kobyła jest dosyć narowista :). Ponadto kupiłem jeszcze jakiś papierowy, samochodowy filtr powietrza i dostosowałem go do swoich potrzeb. On też został dzisiaj zainstalowany. Jeszcze tylko zmieniłem sprężynę w stopce centralnej, bo stara była słaba. Ta nowa jest w sumie niewiele lepsza… 😉 Jeszcze tylko chce spróbować, czy może jednak ta nowa zespolona lampa nie będzie działać i czekam na zamówiony dzisiaj klakson. No, a 30 maja zdałem na prawko, więc za 3 tygodnie będzie można jeździć :D! A motorek wygląda mniej więcej tak (niestety słaba fotka):


7 czerwca 2003 – takie tam

Ostatnio tylko sprawdziłem tą lampę. Okazało się, że faktycznie nie działa :D. W domu na prostowniku działała, a w motorze jakoś nie bardzo… Jeszcze nie jest motorek wyregulowany, ale to kwestia czasu (i kogoś doświadczonego, a ojca się nie da wyciągnąć). Byłem też w Urzędzie Miasta dowiedzieć się, co mam zrobić najpierw przy rejestracji. Babka stwierdziła, żebym zrobił badanie techniczne na stary dowód rejestracyjny. Także jak tylko dojdzie mi klakson (kurde, gdzie on jest tyle czasu…) i go zainstaluje, to jadę na badanie :).


12 czerwca 2003 – dupnęło sprzęgło

Dzisiaj postanowiłem spróbować zajechać na badanie techniczne, bo już klakson doszedł i go zainstalowałem (działa!). Jednakże motorek dość dziwnie się zachowywał. Zdawał obroty, to znowu podchwytywał i jakoś niepewnie się czułem. Zjechałem więc z trasy i zapuściłem się w uliczki koło domu wuja. I tam dupnęło sprzęgło. Po prostu nagle poluzowała mi się dźwignia i nie dało się zasprzęglić silnika. Odstawiłem więc motocykl do domu wuja. Wróciłem tam koło 18:00 i zabrałem się za naprawianie. Położyłem motocykl na bok, żeby olej się nie wylał i odkręciłem dekiel. Okazało się, że odkręciło się wszystko, co trzymało tarcze sprzęgłowe w koszu sprzęgłowym. Przy dalszej analizie doszedłem do wniosku, że kieliszek zabezpieczający nie siadł na wieloklin, bo tato za słabo dokręcił jedną nakrętkę. Szczęśliwie nie było żadnych uszkodzeń. Poskładałem więc sprzęgło na powrót przy pomocy paru świeżo poznanych kolesi i motorek o 20 znowu był na chodzie :). Wróciłem do garażu. Maszyna ciągle zachowuje się niewesoło, potrafi zgasnąć. Na 4 biegu w ogóle nie chce jeździć. Wszystko mam nadzieje rozwiąże porządna regulacja gaźnika.


13 czerwca 2003 – nieudane badanie techniczne

Tym razem udało mi się zajechać na badanie. Nawet zaczerpnąłem trochę przyjemności z jazdy, choć motorek dalej się przyduszał i raz w drodze zdechł. Jednak na 3 biegu przy w miarę lekko otwartej przepustnicy ładnie trzymał 6 dyszek na budziku. I tak dojechałem. Na miejscu jednakże okazało się, że z powodu różnicy numerów ramy w dowodzie i na motorku nie mogę zrobić badania. Musze najpierw załatwić formalności w Urzędzie Miasta… Wróciłem więc do domu z Jejkowic (bo tam zajechałem na stacje kontroli). Kilka razy zdechł w drodze, ale raz nawet poleciał 80 km/h ;). Już w sumie mam nastukane 24 km od remontu :). Początkowo było 26677 km, a teraz jest 26701 km :).


15 czerwca 2003 – kłopoty w Urzędzie Miasta

Dzisiaj byłem w Urzędzie Miasta i mi babka powiedziała, że mi motorka nie zarejestruje, jak jest inna rama. Rama jest odpowiednikiem nadwozia. Jest elementem namacalnym wedle prawa, że pojazd istnieje. Nie ma ramy, nie ma motocykla. A składaków nie rejestrują :(. Powiadomiłem o wszystkim Tatę i ten zadzwonił do Urzędu. Mam się tam zjawić z podaniem o zarejestrowanie motorka i porozmawiać z jedną panią.


16 czerwca 2003 – podanie

Dzisiaj napisałem to przeklęte podanie o rejestracje. Ciekawe co to da…


17 czerwca 2003 – Urząd Komunikacji

Dzisiaj skoczyłem z tym podaniem do Urzędu Miasta i załatwiłem sprawę. Tzn. mam czekać do przyszłej środy na odpowiedź.


20 czerwca 2003 – regulacja

Usiłowałem wyregulować gaźnik, ale w sumie chyba jest gorzej niż było. Poza tym jakoś dziwnie coraz ciszej chodzi klakson. Cuda się w tym motorku dzieją. A i jeszcze olej cieknie każdą dziurą :(. I uchodzi powietrze z tylnej opony…


25 czerwca 2003 – Urząd Komunikacji i inne

W końcu mogłem zajść do Urzędu Komunikacji. Dowiedziałem się, że mi motocykl zarejestrują :). Muszę tylko wypełnić formularz podania i przynieść w zębach około 200 zł na jutro. W sumie git, ale drogo :(.
Byłem też przy motorku. Musiałem zdjąć starą tablicę rejestracyjną, bo jutro ją zdaję w urzędzie. Ponadto przerobiłem zamek pod kierownicę tak, że już można nim ją blokować :). Wreszcie jakiś sukces. Ale zaraz i porażka. Motorek dalej jakoś nie chce jeździć, klakson ledwo beczy, a silnik gaśnie po włączeniu świateł… Mając pewne podejrzenia zabrałem akumulator do domu i… okazało się, że jest padnięty. Nie mam najprawdopodobniej ładowania :(. Dzisiaj jeszcze naładuję ten akumulatorek, a potem jak będę miał czas to będę próbował znaleźć przyczynę jego rozładowywania. Kicha…


26 czerwca 2003 – mam dowód rejestracyjny!

Dzisiaj w Urzędzie wreszcie udało mi się motorek zarejestrować :). A przynajmniej do tego przygotować. Dostałem tymczasowy dowód rejestracyjny i czerwoną tablicę. Zaraz też zamontowałem ją w motorze. Ponadto uszczelniłem silikonem jedną śrubę, która puszczała olej i sprawdzałem to ładowanie akumulatora. No i ładuje tylko jak są powyłączane odbiorniki prądu. Sprawdziłem to odłączając jeden kabel z akumulatora podczas pracy silnika. Działał tylko jak nic nie było włączone (stacyjka na 1). Ale np. naciśnięcie klaksonu, czy światło stop już powodowało wyłączenie silnika. A więc prąd na te odbiorniki już by chciał jeść z akumulatora, który odłączyłem. No i mam znowu problem :|. W domu zaraz powędrowałem na 11 piętro i wygrzebałem prądnicę z drugiego silnika. Może ta będzie działać? W końcu na światła idzie na obecnej prądnicy 30V, więc może coś jest pokręcone z cewkami? Jutro się przekonam (jeśli ta druga prądnica zadziała). Jedno jest pocieszające. Z tej „nowej” prądnicy wychodzą kable, które kolorystycznie pasują do schematu tego modelu WSKi, w przeciwieństwie do obecnie założonej prądnicy. A więc jest chyba szansa…


27 czerwca 2003 – ładowanie akumulatora, badanie techniczne

Dzisiaj udało mi się dojść przyczyny braku ładowania akumulatora (a przynajmniej tak mi się wydaje :P). A była banalna. Po prostu miałem źle podłączone dwa kable w kostce, których kolor nie zgadzał się ze schematem i wsadziłem je na czuja. Jak się okazało źle :). Pojechałem więc do Jejkowic na badanie techniczne. Za pierwszym razem zapomniałem skierowania :(. Jechałem więc tam dwa razy. Koleś nic motocykla nie sprawdzał. Skasował mnie na 113 zł i dał zaświadczenie z badania technicznego. Potem wróciłem do domu. Zrobiłem jakieś 30 km i ani razu motorek nie zdusił się z własnej woli (raz mu trochę w tym pomogłem :P). Potem postanowiłem trochę poprawić zapłon, bo miałem wrażenie, że jest trochę za wczesny i… kompletnie rozregulowałem moto :).


2 lipca 2003 – i znowu awaria 🙁

Dzisiaj dorwałem trochę czasu (wczoraj były egzaminy wstępne na Polibudę, to wreszcie teraz miałem czas) i poszedłem dopieścić motorek. Uszczelniłem wydech (z takim skutkiem, że nic się nie zmieniło, ale zawsze :P), uszczelniłem gaźnik i ustawiłem wreszcie poprawnie (chyba) ilość paliwa w komorze pływakowej. Wypucowałem motorek i ustawiłem zapłon. Ale motor nie chciał zaskoczyć. Ani z kopki, ani na pych. Po chwili szukania przyczyny okazało się, że padła świeca… Pojechałem na miasto na rowerze po świece. Wróciłem, ubrałem się do jazdy na motorku, poszedłem do garażu. Wykulałem go i za trzecim kopnięciem zaskoczył. Bardzo ładnie reagował na gaz (regulacja coś dała). Ale motor już nie pojechał. Nie działał żaden bieg. A jak motorek zdechł (zimny jeszcze) i próbowałem zapalić to się okazało, że kopniak jest całkiem luźny. Najprawdopodobniej poszedł łańcuszek sprzęgłowy :((. Czeka mnie więc znowu otwieranie dekla sprzęgła…