Kalendarium Yamahy TDM 850
Słowem wstępu…
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że kupiłem taki motocykl… TDMka jest brzydka jak tyłek pawiana, nigdy mi się nie podobała! Nawet zważywszy na fakt, iż rok czasu z okładem na różnych wyjazdach na TDMkę się napatrzyłem – w końcu Marian na takiej bryce śmigał – to mimo wszystko jakoś nie mogłem się do jej wyglądu i brzmienia przekonać…
Ale wyszło jak wyszło. W dzień zakupu moto (miała to być Honda VFR 750!) pierwszy raz zobaczyłem TDM 850, którą kupił mój Brat, zostałem na niej przewieziony w charakterze pasażera i tak jakoś inaczej na ten motocykl spojrzałem. Chyba wyrosłem z patrzenia na motocykle przez pryzmat jedynie wyglądu. Ergonomia, prowadzenie, wygoda, właściwości trakcyjne… To są cechy, które są kluczowe dla jazdy.
Fakt, iż w komisie, w którym stała VFR 750, po którą jechałem, stała też TDM 850 – to już był czysty przypadek…
A dlaczego w ogóle zmieniłem motocykl?
W skrócie – na poprzedniej Hondzie CB 750 Seven Fifty miałem wypadek. Jej remont pochłonąłby pewnie większość kasy z odszkodowania, a dalej byłaby sprzętem powypadkowym… Sprzedałem więc bez napraw i mając solidną kwotę w kieszeni zacząłem rozglądać się za czymś nowym.
Oczywistą pierwszą myślą było – „Odkupię sobie CB 750!”
Mógłbym wyhaczyć w zasadzie młodszą o dwa lata sztukę za takie pieniądze, którymi dysponowałem.
Ale potem doszedłem do wniosku, że każdą jedną Sevenkę będę porównywał do poprzedniej i… mogę się rozczarować, patrzyć na nową przez pryzmat starej. A to nie wróżyło nic dobrego.
Wybór padł zatem jakoś tak dziwnie na Hondę VFR750. Fura tak od dawna mi się podobała, jako jedyny „plastik” na rynku. Na Yamahę XJR1300 nie było mnie stać, choć taki właśnie motocykl najbardziej mnie kusił… 😉
Wygrzebałem w necie dwie oferty VFR-ek stojących w Warszawie i przy wielkiej pomocy Brata dowiedziałem się czegoś na odległość na temat tych egzemplarzy. Dzięki temu mogłem podjąć decyzję o wycieczce do Stolicy…
23 września 2006 – zakup motóra!
Wsiadłem w pociąg o 7:00 rano w Katowicach i przed 10:00 byłem w Wawie. Brat mnie odebrał z dworca i pojechaliśmy po jego motocykl (zawiasem mówiąc świeżo kupioną Yamahę TDM 850 ’97). Potem skoczyliśmy jeszcze po Agghię z 4um i we trójkę, na dwóch sprzętach podjechaliśmy do komisu Moto Motion.
Już po chwili wyturlała się „moja” VFR-ka. Silnik pochodził, przejechałem się i git. Pokazali mi jeszcze inną VFR – dużo młodszą, na wtrysku. Też się bryknąłem i miałem teraz wybrać jedną z nich… I tu pojawił się kłopot, bo jakoś nie podeszła mi żadna z nich – głównie pozycja za kierownicą. Pierwszy raz siedziałem na takim motocyklu i okazało się, że na ładnym wyglądzie zalety się dla mnie skończyły…
Z perspektywy czasu napiszę to – pech chciał, że na placu komisu stała sobie też Yamaha TDM 850 z wymalowaną ceną 15kzł na owiewce. Czarna jak noc, z ładującym się akumulatorem ;). Poprosiłem o jazdę próbną i już po chwili na niej jechałem…
Po wcześniejszej przejażdżce na VFR jedno wrażenie – muł! To nie jedzie! Ale w zasadzie poza tym, reszta w TDM-ie była zdecydowanie dla mnie lepsza… Prowadzenie, wygoda, oraz ogólne przeznaczenie moto – dużo bliżej TDM-ce do turystyka niż VFR… No więc po małych negocjacjach cenowych zdecydowałem się, że ją wezmę…
Początkowo miała być mi sprzedana za 14kzł + pełny bak dla mnie, ale okazało się, że prędkościomierz w moto nie działał. Mechanicy przez przeszło godzinę próbowali przywrócić go do życia, ale bezskutecznie… W tym układzie dostałem rabat jeszcze na 500zł i w ten sposób nabyłem Yamahę TDM z roku 2001 za 13,5kzł :).
Na liczniku przebieg malutki – 15514km. Co prawda podnóżki i manetki wyglądały na duużo więcej, ale z kolei tarcze hamulcowe wyglądały na właśnie tyle… Pewne jest tylko to, że nikt w Polsce z przebiegiem nie kombinował, bo był on udokumentowany we francuskich papierach. Nie wiadomo tylko jak długo francuski właściciel męczył machinę z uszkodzonym prędkościomierzem…
Moto niestety było po jakiejś przygodzie. Odmalowane, akcesoryjne kierunki itd. Ale podczas prób reanimacji prędkościomierza, połowa motocykla została przy mnie rozebrana, co dało mi nieco lepszy wgląd w istotę sprawy ;). No i wyglądało na to, że przygody tej TDMki nie były zbyt drastyczne…
Nie wiem naprawdę, czemu nie zaświeciła mi się lampka ostrzegawcza, bo po czasie i na chłodno widać, że był to powypadkowy, ściągnięty z Francji ulep. Moto Motion z takich słynęło.
Enyłej – jakoś dopiero około 17:00 ruszyliśmy z Bratem w drogę do domu. W trasie motór spisał się rewelacyjnie :). Zeżarł przy prędkości 130-140km/h zaledwie 4,8l/100km, więc wypaśnie mało :D. Trochę musiałem pokręcić światłami jak przyszły nocne ciemności, bo świeciły w podłogę, ale potem już było względnie :).
W stosunku do Sevenki TDM jest dużo mniej niestety elastyczna. Trzeba się nieźle namachać biegami, które są niesamowicie wręcz długie. W mieście o piątym biegu można zapomnieć, a w praktyce często o nim w ogóle zapominam. Jest bardzo wyraźnie nadbiegiem – między 4 a 5 biegiem obroty spadają naprawdę konkretnie…
Silnik oddaje też zupełnie inaczej moc. W dolnych zakresach dodanie gazu powoduje silne wibracje i klekotanie zaworów – rzecz wręcz obca Sevence. Silnik ciągnie jednak od samego dołu i do tego ciągnie liniowo. Oddawanie mocy i momentu obrotowego w TDM to czysta funkcja y=ax. W CB wraz z obrotami przychodził wzrost mocy, silnik zaczynał ciągnąć coraz potężniej, a tu nie ma czegoś takiego. Odkręcisz do oporu przy 3 tys.obr – moto z miejsca dostanie potężnego kopa, jednakże takie typowe dla wielu innych motocykli „doładowanie” nie przychodzi wraz z obrotami. TDM do końca obrotomierza idzie tak samo, bez skoków mocy i momentu… Poniekąd to rozczarowuje – człowiek jednak się z przyzwyczajenia spodziewa, iż wraz ze wspinaczką wskazówki po tarczy obrotomierza, rączki na kierownicy zaczną się nieco wydłużać… 😉 A tu nic… No ale cóż, coś za coś. Bo z drugiej strony nie ważne jakie masz obroty (byle ponad te magiczne 3 tys.obr), odkręcenie gazu powoduje, że TDM-a idzie jak dziki tur, a na gębę spływa uśmiech satysfakcji :).
Ale dość odczuć, kalendarium czas zacząć!
24 września 2006 – pierwsze jazdy i zegary
Rano z Bratem przykulaliśmy nasze sprzęty pod blok i pochwaliliśmy się nimi rodzicom :). Potem podjechaliśmy do Stodół, gdzie umówiliśmy się z Marianem. On również chciał zobaczyć nasz nowe nabytki :).
Po południu wróciliśmy pod blok i zabraliśmy się za majstrowanie przy sprzętach. Ja wykręciłem zegary, a Brat czyścił TDM-kę i naprawiał kierunek, który mu przestał działać jak wracaliśmy z Wawy.
Zegary wyglądały na uszkodzone. Poprosiłem więc Piotrka (który studiuje elektronikę), żeby się im bliżej przyjrzał. Zabrał je do domu, a ja złożyłem brykę bez liczników i odstawiłem moto do garażu. Ale się idiotycznie jeździ bez budzików!
25 września 2006 – rejestracja
Dziś z Bratem zarejestrowaliśmy nasze sprzęty :). No i fajnie się zgrało – ja mam tablice SR 1337, a brat SR 1338 :). No to teraz już można śmigać legalnie ;).
29 września 2006 – próby reanimacji budzików
Przez te kilka dni z Piotrem wieczorami kombinowaliśmy nad naprawą zegarów. Wymieniliśmy jedną diodę krzemową, pomierzyliśmy wszystkie elementy i… nic. Qrde, oby to nie był procesor, bo wtedy kupa wielka…
Jest też podejrzenie, że szlag trafił impulsator, ale nie mieliśmy za bardzo pomysłu jak go sprawdzić :).
10 października 2006 – zegary w naprawie
Dzisiaj z Marianem (który nota bene dwa dni wcześniej kupił Yamahę TDM900 ’02r ;)) pojechaliśmy do Katowic, do serwisu Booster, gdzie pracuje niejaki Licha – sztukmistrz od TDM-ek i generalnie mechanik, o którym krążą bardzo pochlebne opinie. Marian chciał się pochwalić swoim nabytkiem, a ja zapytać o możliwość naprawy budzików.
Licha wziął moją TDM-kę na warsztat i sprawdził sprawność impulsatora. Magnes okazał się nieuszkodzony, a miernik wykazał, że impulsy dochodzą do kostki, pod którą podpina się zegary. Czyli nie ma bata – te ostatnie są uszkodzone. Zostawiłem więc liczniki, aby zajął się nimi ktoś, kto zna się trochę na elektronice i… tyle. Wróciliśmy z Marianem do domów.
Szacunkowo Yamaszka ma już nakulane przeszło 900km u mnie. Zliczam skrupulatnie każdy wyjazd i sumuję przebieg ;).
14-15 października 2006 – Rybnik Party 0.5l Edition
No i w weekend odbył się kolejny zlot z serii Rybnik Party. Motorek trochę pomęczyłem, ale mi się nie dał :).
17 października 2006 – żarówki VisionPlus
Ponieważ strasznie słabo świecą mi światła w TDM, postanowiłem szarpnąć się na żarówki Philipsa VisionPlus, które mają dawać niby dodatkowe 50% światła. Już je dostałem paczką i wkrótce zainstaluję. Ciekawe co to warte…
20 października 2006 – stelaże
Dzisiaj na allegro wylicytowałem stelaże pod kufry do TDM. Nie wiem tylko, czy podejdą do mojej machiny, bo pierwotnie były zainstalowane w TDM 3VD, czyli starszej generacji. Nie wiem, czy zadupek będzie taki sam…
Poza tym nie wiem, czy to Hepco & Becker. Wygląda pozornie że tak, ale do końca przekonany nie jestem. Na fotkach mało widać – trochę to wygląda jak kwasówka nie chrom. Może ktoś dorobił sobie te stelaże na wzór H&B? Zobaczymy jak przyjdą…
Moto ma natrzaskane już szacunkowo 1150km.
22 października 2006 – bajzel, olej
Dzisiaj pojechaliśmy sobie na bajzel do Chorzowa na którym udało mi się upolować Motula 5100 do TDMki. Jeszcze tylko filterki, świeczki i będzie gut.
Spotkałem Lichę, ale zegary jeszcze nie zostały naprawione, więc kicha.
25 października 2006 – stelaże założone, żarówki, gleba
Wczoraj dostałem stelaże pocztą, więc dziś już odwiedziłem garaż, by je zainstalować :). No i wszystko pięknie podeszło, jak powinno :). Co prawda przykręcenie dwóch najważniejszych śrub, to była rzeźnia do kwadratu, ale w końcu się udało.
Żarówki, które kupiłem, nie nadają się do mojej TDM-ki. Przede wszystkim dlatego, że w moto jest kompletnie inny typ żarówek ;). Kupiłem H4, a w lampie, jak się okazało, jest jedna H1 i druga H3… Kurde, co za maszyna :|.
No nic. Głupi kupuje dwa razy!
A dziś zaliczyłem niegroźną glebę w Gliwicach. Przy włączaniu się do ruchu przez nieuwagę uderzyłem przednim kołem w poprzedzający samochód i moto mi upadło na bok. Auto w żaden sposób nie ucierpiało, a ja porysowałem owiewkę. Fuck!
29 października 2006 – Kletno
Wczoraj byliśmy z Marianem na wycieczce w Kletnie. Natrzaskaliśmy (wg licznika Mariana) 570km. Moto spisało się rewelacyjnie :). Z moich wyliczeń wynika, że zrobiłem już TDMką 2150km :).