Zlot pojazdów zabytkowych 2010. | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
Dowiedzieliśmy się o nim przypadkowo. I spontanicznie, z racji posiadania od niedługiego czasu motocykla zabytkowego, postanowiliśmy pojechać. Naszym staruszkiem jest Iż 49, którego ojciec dostał na imieniny od całej rodziny. I choć posiadaliśmy go zaledwie kilka tygodni, a jego stan techniczny był nam zupełnie nieznany, uznaliśmy, że pod Chałupki dojedzie. A tam właśnie działa się impreza. Już na stacji benzynowej pierwsza niespodzianka. Zatankowany nieco bardziej, niż zwykle Iż zaczął puszczać benzynę przez korek wlewowy na bocznej stopce i przy wybojach. Uszczelka pod korkiem okazała się tylko wspomnieniem ;). Ale nic to, jedziemy! No i trzeba przyznać, że w stosunku do Japońców - zupełnie inny wymiar jazdy. Tu cieszysz sie z tego, że w ogóle jedziesz i nieustannie walczysz z maszyną. A przede wszystkim ze skrzynią biegów, która działa mało precyzyjnie, ma luz między każdym przełożeniem i czasem znalezienie biegu graniczy z cudem. Szczególnie upierdliwa jest dwójka, którą trudno znaleźć i często wyskakuje :). Walczy się też o prędkość. Iż wyciąga w porywach 80km/h, a rozpędzenie go do tej prędkości trwa dwa tygodnie. Pod górki oczywiście ducha mu brakuje (a górek na drodze do Wodzisławia jest do cholery), więc trzeba redukować z czwartego biegu na trzeci i to na tyle szybko, aby jeszcze na trzecim biegu dał radę pociągnąć. A to, przy wspomnianych kłopotach w obsłudze skrzyni biegów, nie jest wcale takim łatwym zadaniem ;). Także naprawdę... Zupełnie inna jakość jazdy. I mimo ciągłej walki - rogal z pyska nie schodzi :). A tam... Kupa zajefajnych staruszków! Pięknych, odrestaurowanych, lśniących jakby nowością! Cud, miód i orzeszki! Z tego też względu nie siedzieliśmy na zlocie długo. Jazda to jest to, co tygryski lubią najbardziej, więc po może godzince wskoczyliśmy na sprzęty i ruszyliśmy do domu. Tym razem do Wodzisławia (po lepszych drogach) jechałem ja na Iżu, a resztę pod garaż pokonał Brat. Następnego dnia chętnych do jazdy było zdecydowanie więcej. Przyjechał p. Andrzej na swojej Shadow'ce, zabrał się z nami też Marek, rodzice, no i ja. Ojciec znowu nie chciał wsiąść na Jeża, więc pojechałem nim ja :). No, ale tym razem tak gładko nie poszło. Podczas jazdy, jeszcze przed Wodzisławiem, kilka razy poczułem, że motocykl coś przerywa. Myślałem, że to jakieś wypadające zapłony, może zarzucona olejem świeca. Stało się to może dwa razy i za każdym razem, po krótkim kapryszeniu, moto wracało do normalnego rytmu, więc się nie przejmowałem - stare to to, więc musi czasem mieć swoje humory :P. Tuż przed Wodzisławiem zdołałem nawet wyprzedzić jeszcze jakiegoś starego Golfa, ale był to już ostatni wysiłek, na który Iż się zdobył. Paręset metrów dalej, jak nożem uciął - usłuszałem zwalniające "buuuuuuuuuuu" - i motorek przestał ciągnąć. Wysprzęgliłem silnik i wtoczyłem się na stację, która akurat się nawinęła pod koła. Kaski z głów! I zaczęła się zabawa. Ja oczywiście, jako szanujący się właściciel i użytkownik motocykla marki Honda, z przyzwyczajenia nie miałem przy sobie ani jednego klucza. Na szczęście jednak jechało z nami też jedno Suzuki, więc i narzędzia się jakieś znalazły ;). Co prawda klucze do świec z Japońców nie chciały nijak pasować do świecy Iża, ale jakoś udało nam się tę ostatnią w końcu odkręcić i takoż skonstatować, że iskry na niej nie ma. No to co było robić... Pan Andrzej wsiadł na swój motocykl i pognał do centrum Wodzisławia poszukać jakiegoś sklepu, gdzie dałoby się kupić świece zapłonowe, a my czekaliśmy na wynik eskapady. Była niestety niedziela, więc operacja, jak można się łatwo domyślić, zakończyła się niepowodzeniem. Tym razem sprawdziliśmy motorek na wszystkich czterech świecach, jakie już posiadaliśmy. Ale niestety na żadenj iskry już nie było. Po małym dochodzeniu doszliśmy do wniosku, że z dymem musiała pójść cewka zapłonowa. A zatem Jeżyk nie tylko nie dotrze do celu, lecz będzie musiał na tarczy zostać odtransportowany do domu... :( Po dwóch tygodniach Iż otrzymał nowe sztuczne serce (cewkę butelkową zamiast oryginalnej), nowy przerywacz i kondensator. I zmartwychwstał :). |
Copyright (c) by zbyhu |