.: Moje przygody z motocyklami :.

Wypad do Wisły 2004



Menu:

Strona główna
Nowości
Motocykle
Wyjazdy
Warsztat
Galeria
Autor

Tak jakoś zaraz po naprawieniu sprzęgła musiałem sobie gdzieś śmignąć :). Zresztą, jak cały tydzień pracuję (zbiera się na nowe moto, a co :P), to moge jeździć tylko w wekendy...
I tak też w sobote 31 lipca, korzystając również z tego, że brat wrócił na weekend z pracy ze Słowacji, postanowiliśmy karnąć się gdzieś dalej. Brat pożyczył od Wuja Maraudera i w trzy moto wybraliśmy się do Wisły :).


Trzech wspaniałych :P. Tylko ja jakiś pochylony... I motor nie tego do pozostałych ;].

Początkowo był spory pytajnik, czy w ogóle pojedziemy, bo na stacji po zatankowaniu Vulcanik ojca... nie chciał zapalić! Akumulator już jest leciwy i jakoś nie daje rady...
Ale nie ma to jak fantazja... Przyznam, że jeszcze takiego sprzęta nie paliłem na pych i cosik się tego obawiałem. ALe nie było tak strasznie jak myślałem. Z dwójki chwycił od razu, więc jednak mogliśmy pojechać ;).
W trasie czasem trudno było mi utrzymać się za pozostałymi motorkami, ale generalnie nie moge narzekać, bo jednak ojciec i brat pamiętali z kim jadą i 120 km/h rzadko przekraczali ;]. Ale i tak Etka dostała w dupsko nieźle...
Szczęśliwie dotarłszy do Wisły zabunkrowaliśmy się w jednej knajpce i wszamaliśmy bardzo dobrą kiełbaskę. Nie siedzieliśmy tam jednak zbyt długo, bo jednak najlepiej jest w siodle... :D.


"Jednak dobrze naprawiłem sprzęgło. Dojechała. Jestem wielki!! Oby tylko też wróciła..." ;]

Powrót zaczął się dość niefortunnie. Co prawda Vulcanik odpalił sam, ale co z tego, skoro po chwili ojciec dał w gaz a on zgasł... Znowu bawiliśmy się w palenie go na pych i na szczęście się to powiodło :). Sam powrót potem był już dosyć dla mnie ciekawy, bo zamieniłem się z bratem motorkami :D. Pierwszy raz jechałem tym Marauderkiem więcej niż na dwójce...
Muszę przyznać, że jest to fantastyczna maszyna. Najbardziej podoba mi się w niej ten klang... Jest po prostu piękny! A i kopytko jest niczego sobie, choć dużo gorsze od Kawy ojca :D. Ale i tak wystarczające dla mnie (póki co :D). Raz bujnąłem się tą maszynką równo 100 mil/h, co daje też równe 160 km/h :). Pierwszy raz śmigałem na motorze z taką prędkością, i muszę powiedzieć, że o dziwo nie zrobiła na mnie większego wrażenia... Co innego, gdybym leciał tyle MZtką :P! Wtedy, to pewno dostałbym hertzklekotu :). Ale na Marauderze? Owiewka - zero wiatru (no, troche nogi zwiewało z podnózków), podwozie - miodzio, zero drgań, niepewności... Ot, jak 110 km/h na MZcie ;).
Potem się już na którychś światłach podmieniliśmy z bratem na powrót. Hehe, ciekawa to była przesiadka. Teraz dopiero się czuje jaka ta MZtka jest w sumie słaba... A jeszcze niedawno była to dla mnie rakieta, jak siadłem na nią po Wuesce... :).
Generalnie wypadzik udany. MZta spisała się znowu rewelacyjnie. Raz kulała się równo 82 mile/h przed Marauderem, co daje ciut powyżej 130 km/h :). Dokładnie po przeliczeniu 131,2 km/h (odnosząc, że 100 mil/h to 160 km/h) ;].
Oby tylko tak dalej!! Kofana Ecia :D.

Góra strony

Copyright (c) by zbyhu