Rybnik Zjeb's Party 4.4 2006 | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
Jesienią roku 2005 napisałem mniej więcej coś takiego: "(...) Rybnik Party 33% jest już historią... Żałuję, że tak małym epizodem jest mój udział w tym spotkaniu, ale co zrobić... Odbiję sobie następnym razem - na wiosnę roku 2006!!! :D." Ponieważ - jakby na to nie spojrzeć - dożyłem tej wiosny roku 2006, mogę śmiało napisać, iż Rybnik Party 4.4 również jest już wydarzeniem historycznym. Mogę również stwierdzić, że ubiegłoroczną absencję na zlocie odbiłem sobie jak tylko potrafiłem ;). Wróciłem ze zlotu parę godzin temu i dziwnie jakoś dalej mam zmulone myśli... ;] Tym razem to Broda był osobnikiem, który najbardziej zlotu nie mógł się doczekać. Nie wszystkim bowiem jeszcze zdążyły silniki ostygnąć w motocyklach odstawionych na zimowy spoczynek, a on już na 4um dopominał się o zlota :). Z uwagi zatem na to, wątek na temat rybnickiej imprezy ciągnął się przez kilka miesięcy już od stycznia i osiągnął monstrualne rozmiary... Broda jak się patrzy! Termin z racji Świąt Wielkanocnych wypadł późno - dopiero w weekend 22-23 kwietnia 2006r. Wcześniej w sumie też baliśmy się zlota orgaznizować, gdyż zima długo w marcu nie chciała odpuścić... No ale dość wstępnego przynudzania! 22 kwietnia stawiłem się pod Szpilą już o 15:30. Ekipa z Gliwic, spod radiostacji miała do mnie dojechać w przeciagu pół godziny. No a ja - korzystając z faktu, że salon Szpili był jeszcze otwarty - ugadałem się przezornie na wymianę oponek na poniedziałek ;). Wiedziałem, że moja tylna guma skończy żywot na Kotwicy... O dziwno pod Szpile najpierw zajechała skromna część ekipy z Gliwic, bo jak się okazało z powodu nieporozumienia - rozpadła się ona na dwie części. Po kilkunastominutowym oczekiwaniu jednak dotarła również reszta... Kiedy już byliśmy wszyscy - ruszyliśmy na pacyfikacje Reala! :) Przejazd przez Rybnik był całkiem interesujący :). W kolumnie było paredziesiąt sprzętów, więc lusterka wsteczne nie do końca były w stanie objąć tego, co z tyłu się ciągneło. Bo jechałem - jako organizator - na czele ;). Dojechaliśmy do Reala, zaparkowaliśmy graty, wysłuchaliśmy zrzędzenia niezadowolonej z życia kobity i poszliśmy na zakupy :). I powtórka z rozrywki! Kolumna motocykli ciągnęła się na ładnym odcinku drogi, także, aby nie została zdefragmentowana, na każdym rondzie jeden motocykl zatrzymywał się i blokował przejazd tym (w sumie) z pierwszeństwem :P. Wreszcie, rycząc silnikami i klaksonami zajechaliśmy na ośrodek :). Nastąpiło rutynowe parkowanie sprzętów pośród drzew nieopodal domków... ... a w tym czasie ja, postawiwszy dość nieostrożnie moto gdzie bądź, rzuciłem się w wir prac organizatorskich. Załatwianie kluczy, otwieranie domków, instruowanie ludzi co, gdzie, jak... Potem się właśnie dowiedziałem, że w międzyczasie moje moto się przewróciło, gdyż stopka zapadła się w miekką glebę :|. Strat jednakże nie odnotowałem, poza przestawioną szybą oraz ufajdanym ściółką i ziemią lewym bokiem motocykla. Kiedy już wszyscy mniej więcej rozlokowali się w domkach, zabraliśmy się z Tubą za przygotowywanie ogniska - noszenie drewna i ławek, szukanie zapałek i takie tam ;). Naprawde, w chwili obecnej nie jestem w stanie powiedzieć, co kiedy się wydarzyło :P. Początkowo łaziłem to tu, to tam, witałem się z wszystkimi, rozmawiałem, macałem sprzęty... Na samym początku Bronx, póki był trzeźwy, chciał przejechać się na VXie Brata i mojej CB. Także z lekkim stresikiem daliśmy mu kluczyki, po czym oczekiwaliśmy - najpierw brat, potem ja - powrotu naszych maszyn z objazdowego kółka. Bronx dupy nie dał i nic nie narozrabiał :). W sumie jest chyba bardziej doświadczonym motocyklistą od nas obu z bratem razem wziętych, więc nie powinniśmy się martwić, ale zawsze, mimo wszystko, człek się o swoje wychuchane cacko niepokoi :P. Po powrocie Bronxa i wysłuchaniu jego relacji, jakoś tak zagrzaliśmy miejsce koło jedynego Junkersa, jaki się na zlocie pojawił. Właściciel - Maciek - odpalił maszynę i usłyszeliśmy ten legendarny, klasyczny Junakowy klang. Muzyka dla uszu! A dla oka też coś było, bowiem - zimny silnik - po przegazowaniu wypluł z siebie chmurę czarnego dymu niczym T-34 :D. Ubaw po pachy ;). A chwilę później Junkers walił z wydechów ogniem tak, że niejeden plastik mógłby się przy nim schować! Ponieważ robiło się już szaro, a chciałem mieć udokumentowane palenie lacza, nie wytrzymałem teraz ja :). Odpaliłem swoją furę, zajechałem pod ognisko i zabrałem się do rzeczy :). Co prawda dwa razy nie wyszło - przodek uciekał, ale już po chwili ktoś zaparł się o lagi mojej ślicznotki i tylna guma weszła w poślizg... Dwójeczka i prawie pod odcięcie :D. Mój bieżnik :). Łażąc tak od miejsca do miejsca, nagle zaczepił mnie jakiś koleś i zapytał, "czy ktoś tu jest jeszcze na tyle trzeźwy, żeby prowadzić motocykl" :P. Z pewnym trudem przypomniałem sobie, że brat planował wracać tego samego dnia do domu, więc musiał być na chodzie. Sprawa rozchodziła się o to, że na terenie ośrodka odbywała się inna impreza, pod tytułem osiemnastka. No i pan, który mnie zaczepił, chiał solenizantce załatwić przejażdżkę :). Brat się zgodził, dałem im swój kachol dla pasażerki i... brat przepadł :P. Początkowo jeszcze czekałem, ale szybko mi się to znudziło. Okazało się, że brat zapodał dziewczynie długą jazdę, a ta nienasycona pytała "czy nie umiesz szybciej :P". Wiem, że byłem też potem na molo. Siedziałem tam jakiś czas i z daleka od imprezy, spokojnie sobie gaworzyłem ze zlotowiczami tam przebywającymi. Widok na rozświetloną elektrownię miał swój urok - trzeba to przyznać.. Tam - pamiętali mnie :). Więc atmosferka przyjacielska, polali nam, a my im, napiliśmy się razem, pogadalismy chwilę i - dalej w długą po zlotowisku! Trafiłem w końcu do jednego z naszych domków, gdzie właśnie zaczynała się gra w butelkę :). Jeśli dobrze pamiętam, wygonił mnie ze środka telefon. Dzwonił do mnie Brat, a żeby coś slyszeć wylazłem na zewnątrz. Brat wrócił już do domu, a że dałem mu nieopatrznie wszystkie klucze (chciał z garażu, a dostał co tylko miałem, łącznie z kluczami z domków w ośrodku :P) to dzwonił mnie uspokoić, że rano je odwiezie. Wówczas spotkałem Kaję - dziewczynę Kudży, z którymi jadę do Anglii w czerwcu :). Okazało się, że Kudża gdzieś przepadł. Nie odbierał telefonu i nigdzie go nie było... Trochę się zaniepokoiliśmy, więc rozpoczęliśmy zakrojoną na szeroką skalę akcję poszukiwawczą. W ruch poszły komórki, a przy okazji łaziliśmy po całym ośrodku i pytaliśmy. Ja cały czas dzwoniłem do niego i w pewnym momencie dostałem esa. Kudża pisał. No to uff, żyje :). Kaja zaraz do niego odpisała z mojego telefonu, a Kudża oddzwonił. Już nie wiem, co tam się działo, ale wszystko się skończyło pomyślnie :). Wszystko to działo się grubo po 1 w nocy. A że jeszcze nie miałem dość wrażeń, to kulałem się po ośrodku dalej. Spotkałem Sigmę i inne koleżanki przy schodkach niedaleko mola, więc się dosiadłem i tam sobie gaworzyliśmy wspólnie. Ale co było dalej, to już ciężko powiedzieć :P. Jakoś po 2 w nocy udałem się do domku już z zamiarem spania. Wziąłem śpiwór z plecaka, znalazłem miejsce gdzieś na podłodze między łóżkami Brody i Horneta i glebnąłem się spać obok Sigmy, której też przypadło spanie na ziemi... Poranek był ciężki... Ponieważ Broda opuścił swoje łóżko, to skorzystałem z okazji i walnąłem się na nim, aby dospać braki senne :). Tym razem wstałem coś przed 9:00. No i zaczął się pracowity poranek. Wróciła moja rola organizatora :P. Co z tego, że miałem kaca jak inni :P. Zabrałem się za sprzątanie pobojowiska. Trzeba było odnieść ławki, pozbierać śmiecie, doprowadzić domki do porządku... A wierzcie, było co robić!! Przy okazji zalazłem też pod swój motocykl i okazało się, że w nocy ktoś mi upierdzielił regulator grzanych manetek :|. Był urwany z mocowania i wisiał na kablu... Zwolna ludzie wstawali, przysysali się do butelek z wodą i próbowali uporządkować slajdy z nocy ;). Potem zdaliśmy domki i spakowaliśmy się do odjazdu. Celem był McShit w Rybniku i kawa :). Tam też poprowadziłem niedobitki imprezowiczów, którzy jeszcze nie odjechali :). No i tak też odpadłem, kończąc tę edycję zlotu Rybnik Zjeb's Party :). Ale nie ma się co martwić, bowiem na Kotwicy na odchodnym powiedzieli mi "Zapraszamy ponownie!" toteż, na jesień zapewne odbędzie się Rybnik Zjeb's Party 0,5l :). I już mnie na tą okazję wątroba boli!! ;) Do następnego! |
Copyright (c) by zbyhu |