Rybnik Party First Edition 2004 | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
Za napisanie relacji z tego zlotu nie umiałem się zabrać blisko rok. Ale tak to już bywa. Zimą zajmuję się "bele czym", tzn. majstruję niniejszą stronkę, a jak przychodzi wiosna, można jeździć - to jeżdżę i już opisywać tego mi się nie chce ;). A teraz (marzec 2005) do napisania tej relacji zdopingowało mnie to, że w początkach kwietnia będzie powtórka z rozrywki, tj. Rybnik Party Second Edition... :D Tak. Zima to straszny okres dla motomaniaków. Można dostać do głowy, gdyż chciało by się jeździć, a się nie da za bardzo... Dlatego też motocykliści skupieni wokół 4um czas zimowej stagnacji spędzają na... planowaniu pierwszego wiosennego zlotu :). Tak też było i tym razem. Już w styczniu 2004 roku na 4um pojawił się wątek dotykający organizacji pierwszego pozimowego spotkania, który przez kolejne miesiące cieszył się niesamowitym powodzeniem :). W wątku tym zapadła decyzja, że zlot zostanie zorganizowany w Rybniku-Stodołach, w ośrodku z pięknymi domkami kilkuosobowymi, ulokowanymi nad samym Zalewem. Tam zapadła decyzja odnośnie terminu imprezy, który po wielu przesunięciach ustalił się na dni 17-18 kwietnia (weekend). Tam też wszyscy ustalali trasy przejazdów, miejsca i godziny spotkań, oraz kto weźmie ile napojów wyskokowych :P. W końcu nadszedł TEN dzień. Wstałem rano, skontrolowałem pogode za oknem, która okazała się nawet przyzwoita i zabrałem się za przygotowania. Ostatnie ustalenia na 4um i do garażu czyścic Wiesię ;). Niestety jednak po wczorjszej przejażdżce WSK nie miała już ochoty na zlot :(. Pękł mi napinacz łańcucha i koło nie trzymało się w osi motocykla... Na szczęście obok w garażu stała sobie moja Ecia, która okazała się bardziej wyrozumiała (czyt. bezawaryjna) i chętna do zabawy. Toteż posadziłem na niej tyłek i około 12:10 podjechałem pod dom Draco Fishera (też Rybniczanina), z którym razem mieliśmy pełnić rolę przewodników w mieście. Około 12:30 byliśmy pod Szpilą, gdzie miała zjechać się ekipa od strony Żor. Postanowiliśmy jednak wyjechać im naprzciw i poczekać na trasie, więc podjechaliśmy jeszcze kawałek na parking w Gotartowicach i przyparkowaliśmy tuż przy drodze... Już tam zaczęło się robić bardzo ciekawie :D. Oboje z Draco mieliśmy na sobie 4umowe kamizelki, przez które z daleka ludzie brali nas za... policje :D. Pierwszym tego dowodem była chwilowa panika u dwóch pań, które "czekały na okazję" na tym parkingu (i zresztą, każda złapała ich kilka, za 45 minut jak tam staliśmy - ciekawe tylko, że zawsze najdalej po 10 minutach panie te wracały łapać stopa od nowa :P). W każdym razie bardzo się zaniepokoiły na nasz widok, jednak gdy zobaczyły, że jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami - uspokoiły się i skupiły na swoim zajęciu ;). Drugim dowodem było to, że po 10 minutach oczekiwania zauważyliśmy, że jakoś dziwnie wszyscy koło nas wolno przejeżdżali i wgapiali się w nas przez szyby samochodów jak samuraj w swinksa. Normalnie na tej prostej to mało kto pamięta, że lewa strona jezdni należy dla tych jadacych z przeciwka... Coś jak wyścigi na 1/4 mili... ;) A teraz L-ki jeździły najszybciej :). Po jakichś 45 minutach grupa Żorska dotarła. Chwila na przywitanie, po czym razem z Draco Fisherem poprowadziliśmy ekipę pod Szpilę, gdzie już na nas czekała druga grupa przyprowadzona przez Bronxa z Gliwic. Pod Szpila... Potem było już tylko huczne opuszczenie parkingu i przejazd kolumną pod ośrodek w Stodołach. Of korz na trasie odpowiednio zaakcentowaliśmy swoją obecność trąbiąc ile wlezie :). No jesteśmy już na terenie ośrodka. Maszyny zaparkowaliśmy wokół jednego placyku, tak, aby na środku można było się jeszcze cosik pobawić :). I tak oto po chwili pojawia się PGR z puszką piwa. Pssst! - "Zlot uważam za otwarty" :). W pierwszej kolejności trzeba było rozlokować się w domkach, co też szybko uczyniliśmy. Dostało mi się miejsce do spania w fotelu :P. Na kanapie spały dwie inne osoby (w tym Bahama), a w dwóch pokojach Mimo_ck z dziewczyną, Broda z Krasnalem i AdamWo z dziewczyną. Przynajmniej tak mi się wydaje - dawno to było ;). W następnej kolejności po rozlokowaniu w domkach, póki wszyscy w miare jeszcze pion trzymali :P zabraliśmy się za grupową sesję fotograficzną: Pipcyk, dym, a w tle po prawej wypalony na asfalcie rogal :) Zaraz Bronx odpalił swoją Xjotę i odżałowując nowiusi bieżnik, tak przypalił lacza, że aż w asfalcie zrobił głęboką dziurę :). Ku oczywistej radości zlotowiczów :). Ponieważ tymczasowo brakło śmiałków do niszczenia swoich opon, na placyku rozpoczęła się gra w piłkę pustą puszką po piwie ;). Trzeba było tylko uważać, żeby nie zebrać puszką w twarz, bo niektórzy byli aż nadto gorliwi w kopaniu :P. Komantarze PGRa, Szramera i innych dopełniały klimatu. Ubaw po pachy :). Kiedy kopanina nam się znudziła zaczęło się przymierzanie do sprzętów. I tak biedny QuadMan (czyli nasz zlotowy Dres :P) dosiadając Pipcykowej Yamahy nagle został zaatakowany przez pozostałych zlotowiczów, którzy postanowili pobić rekord ilości osob na jednym motocyklu :). Rekord pobity ;) Tutaj z kolei TubaPL stwierdził, że gorszy być nie może i odpalił swojego GSa, by po chwilowej rozgrzewce wyrysować piękne kółko na środku placyku! :D I po co komu cyrkiel ;) Redziu nie pozostał dłużny i dla urozmaicenia strzelania tłumikami, jak stał - zarzucił bieg, odkręcił gaz, puścił sprzęgło i... znikł ;) Generalnie powoli impreza zaczęła skupiać się przy grilu i w domkach. Dużo z tego co działo się potem dowiadywałem się z opowiadań i opisów na 4um, gdyż dosyć szybko polazłem spać. Nie pamiętam o której, ale wiem, że dużo straciłem z nocnych ekscesów ;). Z tych ciekawszych to była pacyfikacja mierzei ;). Bardzo blisko naszego placyku, gdzie stały motocykle było nabrzeże Zalewu. I pech chciał, że akurat tutaj znajdowało się wejście na betonową mierzeję oddzielającą jakiś zbiornik wodny elektrowni rybnickiej :). Zlotowicze w nocy pokonali furtkę oddzielającą mierzeję od nabrzeża i... wiadomo ;). Poszli na spacer ;). Tyle tylko, że ten obiekt był strzeżony i nasi bohaterowie zostali spostrzeżeni. Z tego co wiem, z brzegu świecili po nich jakimś reflektorem ;). Nikt się tym za bardzo nie przejął - "Patrzy na nas Sarumana Oko" - tak ktoś to skomentował :P. Tekst przeszedł do 4umowych kanonów ;). Na pamiątkę zdarzenia 4umowicze chcieli wziąść sobie tablicę z furtki, która dziwnym zbiegiem okoliczności "odpadła" ;)... Bronx jako organizator zlotu miał potem przez te incydenty z tego co wiem trochę kłopotów ze stróżem na bramie, ale odpowiednia argumentacja (czyt. flaszka :P) załagodziła sprawę... Jednak takie pertraktacje spowodowały, że Bronx rano długo nie mógł dojść do siebie. Okazało się też, że był bez butów i kurtki i nie miał pojecia, gdzie je zostawił :). Rano jakoś ciężko ludziom było wstać ;). Ja się podniosłem dosyć wcześnie, ale też przecież dłużej spałem od innych. Wziąłem sobie śniadanie i poszedłem pod grila zjeść. "- O, ile tu mrówek! (Delfi) - I jak tupią!" (Broda) :D Po jakimś czasie zjawił się Bronx, ale wyglądał jak siedem niesczęść i zataczał się jeszcze potem kilka godzin - a chodził w skarpetkach ;). Najwięksi twardziele rano kaca zapijali piwem. Klinik z rana musi być, a co :P. Z czasem wracało na pobojowisku życie. Ludzie wstawali, powoli zbierali się, odpalali i grzali maszyny :). Nie wiem, czy miałem na poniedziałek coś do roboty, w każdym razie zwiałem ze zlotu dosyć szybko, razem z Bahamą. Nie wiem zatem jak się to wszystko skończyło, o której ekipa wyjechała. Sądząc po stanie niektórych osob - niezbyt szybko :). PGR i Szramer przykładowo dosypiali na molo... Podsumowując muszę stwierdzić, że w stosunku do zlotu w Rzykach 2003, ta impreza była o wiele bardziej hardcore'owa. Po prostu rzeźnia ;). Aż chyba dobrze, że nie wiem do końca, co się działo :P. |
Copyright (c) by zbyhu |