Tor Radom 2012 | |||||||||||
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
No i wreszcie udało nam się zebrać do kupy i pojechać na tor do Radomia! :)
Rok 2012 nastał i... udało się :). Ale nie tak od razu się udało. Browar musiał najpierw wyczarować L4, bo nie dostał urlopu, ja musiałem poczarować, aby urlop dostać, Roksi, która chciała jechać z nami w roli obserwatora, musiała odpracować dzień w sobotę i do wieczora poprzedzającego wyjazd nie była pewna, czy pojedzie... Szwagier dzień przed wyjazdem na gwałt wymieniał tylną oponę w moto, bo jego była łysa i płaska jak naleśnik, no a Ynciol to wiadomo... Też miał kłopoty wyrwać się na dzień wolnego :). W końcu jednak wszystkim wszystko sie udało i skład ekipy wyjazdowej skrystalizował się następująco:
Uzgodniliśmy start o 5:00 rano dnia 27.06.2012 r., tj. w środę. Sesje dla motocyklistów na torze odbywają się w poniedziałki, środy, piątki i weekendy. Uznaliśmy, że w środę powinno być najmniejsze obłożenie toru, a więc dla nas - totalnych lamerów - najbezpieczniejsze :). No to jedziemy! Rano na umówionej stacji pierwszy pojawił się Ynciol. I był z tego faktu bardzo dumny :). Ja ze szwagrem spotkałem się na rondzie, więc na stację zajechaliśmy jednocześnie, a Browar - pierwszy raz od lat! - spóźnił się i przyjechał o 5:05 ;). Wystartowaliśmy w stronę Bełku i tam wmontowaliśmy się na autostradę. Nasza prędkość podróżna ustaliła się na 150km/h, a Browara na 240km/h :). Dogonił nas więc szybko i dalej śmigaliśmy już ziewając aż do Pyrzowic. Potem 10km po S1, kawałek po DK1 i w Siewierzu odbiliśmy na Zawiercie. U Roksany byliśmy chwilę po 6:00 rano. Roksi była już gotowa do drogi, więc tylko wrzuciliśmy jej bagaż podręczny do kufra i w drogę! Prowadziłem ekipę ja. I nie mogę powiedzieć, że jechałem spokojnie :). Mieliśmy do pokonania ok. 200km w niecałe 3h. Średnia prędkość, jak na polskie realia, dosyć wyśrubowana... Pomykaliśmy więc 110-130km/h po DK78 aż do Jędrzejowa, wyprzedzając dosyć agresywnie wszystko, co było od nas wolniejsze. Czyli wszystko :). W Jędrzejowie odbiliśmy na S7 i zatrzymaliśmy się na stacji, mając jakieś 200km w kołach od Rybnika. Tam tankowanie, chwila odpoczynku i rozprężenia przy nieco zruinowanej ikonie motoryzacyjnej z czasów mojego dzieciństwa..., Spore odcinki drogi nr 7 przed Radomiem są budowane i remontowane do standartu ekspresówki, więc wyprzedziliśmy tam chyba z trzy i pół miliona pojazdów budowy. Oczywiście zawsze odbywało się to na podwójnej żółtej linii ciągłej :). Także, jakby to podliczyć, to punktów karnych uzbierałoby się tyle, że na BP dostalibyśmy za nie dobrą plazmę :). Ale też nie powiem, kierowcy puszek bardzo ładnie nam ustępowali, więc często środeczkiem elegancko dało się wyprzedzać. Mnie nie spotkała w drodze na tor ani jedna niebezpieczna sytuacja, a chłopaki też niczego takiego nie zgłaszali. Na tor trafiliśmy od strzała o 8:40. Byliśmy pierwsi i jedyni zainteresowani jazdą :). Na samym początku byliśmy sami. Przyjechał co prawda też jeden typowy zawodnik z motocyklem torowym, ale przez przynajmniej pierwszą godzinę w ogóle nie wyjechał. Podgrzewał opony kocami grzewczymi i łaził koło swojej maszyny. No a my od razu wskoczyliśmy na tor! :D Roksi zaś chwyciła za ynciolowy aparat i dokumentowała nasze wysiłki :). "Kurde, gdzie ja jestem, gdzie ten zakręt idzie, o kurde, ale się zacieśnia!" O czymś takim jak prawidłowa linia jazdy w ogóle nie mogło być mowy ;). Ale i tak cieszyliśmy wafla od ucha do ucha, że winklujemy! ;) I wtedy też nagle zobaczyłem pana obsługującego tor z czerwoną flagą. Przestraszyłem się, że się ktoś z nas wysypał, ale nie - pan miał do mnie pretensje, że dewastuję mu tor :P. Kazał mi i Browarowi usunąć wszystkie przycierające o asfalt elementy motocykla lub jeździć tak, żeby nic nie przycierać. Niedoczekanie! :P Oczywiśćie odkręciliśmy z Browarem śruby wkręcone w podnóżki, ale jeździć spokojniej nie mieliśmy najmniejszego zamiaru :). Skończyły mi się możliwości skręcania motocykla! :) Ok. 11:30 odwróciliśmy kierunek jazdy na torze. Dla mnie nie była to dobra informacja, gdyż zrobiło się w ten sposób więcej prawych zakrętów :P. A prawe mi idą gorzej i jeszcze ten przeklęty gmol... Ale nic to, zawsze jakaś miła odmiana. Na początku było śmiesznie, tor zupełnie nie do poznania, znowu nie wiedziałem, gdzie jestem, gdzie jadę, jak zakręty przebiegają. Ale wystarczyło kilka kółek i już było nieźle :) W sumie wyszło mi ok. 130km po samym torze, co daje ca. 160 okrążeń :). Całkiem konkretny wynik! I tyle. Nadeszła 13:00 i trzeba było się zwijać. Niestety, gdy z postoju wystartowaliśmy, Ynciol i Browar zostali trochę z tyłu. My z Krzyśkiem jadąc z przodu mięliśmy szczęście, że samochody jadące z przeciwka ostrzegły nas przed patrolem Policji i udało nam się uniknąć nieprzyjemności. Ynciola już niestety nikt nie ostrzegł i został on zatrzymany za nielegalne wyprzedzanie. Na suszarkę się na szczęście nie załapał, dzięki czemu mandat nie był bardzo bolesny. Ale to i tak był bardzo niefajny zgrzyt, w tym bardzo fajnym dniu. Dalej już było bez przygód, choć po opuszczeniu S7 i zapięciu DK78 jechaliśmy bardzo szybko. Na prowadzenie wyszedł Browar i chyba nie chciał zasnąć ;). A my z tyłu musieliśmy się ładnie namęczyć, aby się za nim utrzymać :P. Zawiercie osiągnęliśmy ok 17:30. Odstawiliśmy Roksi do domku, chwilkę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w ostatni etap do domu. Po swoich porannych śladach, acz jadąc nieco wolniej i spokojniej, ok. 19:00 wróciliśmy do Rybnika. Wypad udał się doskonale i bardzo się nam wszystkim podobał. Z całą pewnością, jeśli nadarzy się okazja, będę chciał na tor wrócić :). I polecam spróbować każdemu! | ||||||||||
Copyright (c) by zbyhu |