Lotny start sezonu - 2019. | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
Od końcówki roku 2018 próbowałem umówić się z kolegą PeterSem na lot samolotem. PeterS zrobił licencję pilota i regularnie latał sobie wypożyczanymi samolotami ultralekkimi z różnych lotnisk i aeroklubów. Jesienią prawie udało mi się na taką atrakcję załapać, ale gdy właśnie miałem wsiadać na motocykl, by pojechać na lotnisko, moja żona dotkliwie poparzyła się kawą… Zaliczyłem więc jedynie „lot” na izbę przyjęć, a ten umówiony z PeterSem musiałem odwołać. Początek Roku Pańskiego 2019 przyniósł nam kilka pięknych, słonecznych i ciepłych dni. Jednym z nich była niedziela 17 lutego. Miałem tego dnia odbębnić krótki dyżur na budowie w Gliwicach, ale całe popołudnie miałem dla siebie. I właśnie na te okoliczności flory i fauny otrzymałem od PeterSa sms’a z propozycją krótkiego lotu z lotniska w Zatorze. Nic piękniejszego mnie spotkać nie mogło… W aeroklubie stawiłem się chwilę przed 13:00 i niedługo później przyjechał też PeterS. Mocno zdziwiło mnie, że lotnisko było całkowicie opustoszałe i wszystkie czynności przed lotem robiliśmy tylko we dwoje – otwarcie hangaru, wytoczenie samolotu, tankowanie… Wyglądało to – poza oczywistym większym skomplikowaniem operacji – jak wyciąganie motocykla z garażu na przejażdżkę ;). Ale po kolei. Najpierw to musiałem się przebrać z motocyklowych ciuchów w coś bardziej przyjaznego ciasnej kabinie samolotu. Zrobiłem to w hangarze, podczas gdy PeterS przeprowadzał przedstartowy przegląd samolotu - był to wściekle żółty Aeroprakt 32L. Komunikowaliśmy się z PeterSem przez wewnętrzny interkom i od czasu do czasu PeterS nadawał komunikaty do obsługi naziemnej. Nawijał przy tym skrótami i określeniami identyfikacyjnymi naszego samolotu w taki sposób, że czasem miałem wrażenie, że gada po koreańsku ;). Zwolna nabieraliśmy wysokości i obraliśmy kierunek na Kraków – PeterS chciał „odwiedzić” swoją chatę. Po drodze zobaczyłem z góry park rozrywki w Zatorze, tj. Energylandię, do której od kilku lat się wybieram..., Wizyta nad domem była krótka. Po paru kółkach PeterS zawrócił samolot w stronę lotniska w Zatorze i machając skrzydłami odlecieliśmy. No! Tyle lat o tym myślałem i wreszcie się ziściło! Już w czasach podstawówki zacząłem interesować się lotnictwem, w szczególności jego początkami i pasja ta trzymała mnie do końca liceum. Później jakoś tak zboczyłem w stronę motocykli i… tak już zostało. Motocykl mogłem dotknąć i poprowadzić - samoloty były zdecydowanie bardziej abstrakcyjne… Pilotowanie samolotu nawet w locie poziomym okazało się być dla mnie dosyć trudne. Składało się na to kilka czynników. Pomijając oczywisty brak doświadczenia, problemem dla mnie był bardzo twardo działający orczyk, którego zupełnie nie czułem i wolant, który w samolocie ultralekkim jest pomiędzy fotelami, więc siedząc po prawej stronie kabiny musiałem trzymać go lewą ręką. A jestem praworęczny. Przetwarzanie tego, co robi samolot i próby reagowania na jego zachowanie, przy jednoczesnym myśleniu, jak też muszę tę lewą łapą machać, aby osiągnąć to, co chcę zrobić, okazało się nieco zbyt obciążające dla mojego mózgu ;). Podejrzewam, że próby pilotowania prawą ręką przyniosłyby nieco mniej żenujący efekt ;). Przed godziną 15:00 wróciliśmy w rejon naszego lądowiska i po wykonaniu przepisowego kręgu zeszliśmy do lądowania. Był to kolejny moment, w którym serce zabiło mi szybciej – przy lądowaniu znowu mogłem poczuć prędkość lotu, a przyziemienie na trawiastym lotnisku spowodowało sporo wstrząsów na dobiegu i miałem wrażenie, że w kązdej chwili może pójść coś nie tak jak trzeba. Ale nie poszło :). Wytraciliśmy prędkość, zjechaliśmy z pasa i zaczęliśmy kołować w stronę hangaru. Tam na drodze stanął nam ubłocony podjazd i inny samolot, który właśnie chwilę wcześniej został z niego wydobyty. Dobrą chwilę PeterS rozmyślał, jak pokonać tę przeszkodę i w końcu zrobił to po motocyklowemu - ogień na tłoki i rura na wprost! Ja już wtedy byłem poza kabiną, aby samolot odciążyć… Po zakończeniu lotu okazało się, że jest jeszcze sporo do zrobienia. Trzeba było maszynę umyć i oczywiście wstawić do hangaru. Ale z pomocy przy tych ostatnich czynnościach PeterS już mnie zwolnił. Robiło się późno, a miałem jeszcze sporo kilometrów do przejechania. Podziękowałem serdecznie za piękną przygodę, przebrałem się w hangarze i wskoczyłem na motocykl. Miło było dla odmiany poczuć, że w 100% panuję nad maszyną, że robi dokładnie to czego od niej chcę... ;) Do Rybnika dotarłem o zmierzchu. |
Copyright (c) by zbyhu |