Błoto - 2015 | |
Menu: Strona główna Nowości Motocykle Wyjazdy Warsztat Galeria Autor |
W początkach 2015 roku stałem się posiadaczem motocykla Yamaha WR250. Czyli crossa :). Udało mi się zdobyć niezbędne uzbrojenie, aby na nowym nabytku coś pojeździć, tj. ubiór, specjalne buty, kask, gogle, rękawice, zbroję. Poza butami i kaskiem były to używane rzeczy od Browara, bo ten kupował sobie wszystko nowe - stare ciuchy nie pasowały mu pod kolor nowego motocykla ;). Mając ostatnimi czasy makabrycznie mało czasu oraz zdiagnozowaną przepuklinę pachwinową, udało mi się wyjechać w 2015 roku w teren tylko dwa razy. Trzeba przyznać, że jazda na crossie, to zupełnie inna bajka, niż na szosowym motocyklu. Maszyna jest lekka, niby ma 36KM, ale rwie do przodu jak szalona. Kostka wgryza się w glebę niesamowicie, ale odblokowanie klepki w głowie, że można na trawie się całkiem fajnie składać na zakrętach, jest dosyć trudne... Udało mi się podjechać pod kilka górek i zjechać z kilku, ale cały czas duszę miałem na ramieniu... Za drugim razem, gdy już wracaliśmy, poszarżowałem na trawiastym prawym łuku, który będąc lekko zmrożony, nie dał aż takiej przyczepności, jak można by było oczekiwać. To był moment - jakby ktoś kopnął w tylne koło. Gleba i "szlif" po trawie. I rozwalony przełącznik świateł ;). Drugi wyjazd odbył się już we trójkę - jechał z nami znajomy Browara, na podobnym do mojego motocyklu. Tym razem pojechaliśmy lasami i łąkami do kopalni piasku Kotlarnia, gdzie na wyłączonym z eksploatacji wyrobisku trochę sobie pojeździliśmy. Tam znowu były strome piaszczyste podjazdy, które początkowo mnie przerażały. Kilka zresztą razy nie udało mi się wjechać na szczyt... Jazda na crossie jest cholernie wymagająca i męcząca. Browar większość trasy jechał na stojąco. Ja często musiałem sobie jednak siadać, bo nogi odmawiały współpracy. Ręce też ostro pracują, jak i całe ciało. Zdecydowanie jest to bardzo wymagająca forma motocyklizmu, często niebezpieczna i urazogenna. Póki co jest dla mnie bardziej straszna niż przyjemna, ale też Browar mnie nie oszczędzał - od razu pokazywał mi mocno wymagający teren... Pokazywał mi miejsca, na które nawet nie pomyślałbym, aby próbować wjechać i... po długich persfazjach nawet na niektóre wjeżdżałem. A druga sytuacja to stado saren, które przebiegło nam przez drogę i wyskoczyło na pole. My akurat jechaliśmy wzdłuż rzeki nasypem i stado te jakoś tak wykręciło, że biegło równolegle do nas. Jechaliśmy w trójkę sobie na stojąco, a obok biegły sarny. Skręciły potem kolejny raz i przebiegły nam drogę, by w końcu zniknąć gdzieś nam z oczu. Ciekawe przeżycie, piękny widok... Gdy wracaliśmy już do domów, koledze Browara zatarł się motocykl. Bez żadnego ostrzeżenia przestał jechać. Mało się nie pozderzaliśmy :). No i póki co tyle jeśli chodzi o mój nowy rozdział w motocyklowym życiu. Można powiedzieć - używając przenośni fotograficznej - jest to "negatyw" jazdy na motocyklu szosowym. Wszystko wokół, gdzie nie da się wjechać normalnym motocyklem, stanowi drogę dla crossa. I odwrotnie - jeżdżąc bez tablicy rejestracyjnej, kierunkowaskazów i na oponie kostkowej, asfaltu na crossie unika się jak ognia. Asfalt masakruje opony kostkowe, więc jeśli już trzeba kawałek podjechać drogą, to jedzie się poboczem lub rowem. Trzeba totalnie odwrócić swoje myślenie i jechać tam, gdzie zwykle się nie wjeżdża "bo się nie da"... |
Copyright (c) by zbyhu |