Dzień 5 – 15 sierpnia 2017 r.

No i nastał ostatni dzień Męskiego Wyjazdu Anno Domini 2017.
Wstaliśmy dosyć wcześnie, jakoś po 7:00 rano. Pogoda za oknem była piękna, więc powrót zapowiadał się bez ekstrawagancji.

Spakowaliśmy się, zanieśliśmy bagaże do garażu podziemnego i poszliśmy na wliczone w nocleg śniadanie o 8:00.
Porządnie najedzeni, wyjechaliśmy z garażu i ruszyliśmy w trasę do domu.

Droga 311 doprowadziła nas do autostrady A10, gdzie przy pierwszej okazji, na wysokości Golling an der Salzach, zjechaliśmy na stację, aby uzupełnić paliwo. Przybiliśmy też pionę na pożegnanie Matiemu, który w okolicach Salzburga miał odbić na zachód w swoje rejony, a my na wschód, w stronę Wiednia.
Po pożegnaniu z pełnymi zbiornikami ruszyliśmy w nudną podróż do domu. Na węźle autostradowym Mati zjechał w stronę Monachium i tyle go widzieliśmy. A my przeskoczyliśmy na autostradę A1 i ominąwszy Salzburg, trzymając równe 130-140km/h, jechaliśmy w upale ku czeskiej granicy. Po wielu kilometrach zjechaliśmy z A1 na wysokości Sankt Polten na S33, która płynnie przeszła w ekspresówkę S5. Tam, na wysokości Grafenwörth, w okolicy południa uzupełniliśmy paliwo. Od poprzedniego tankowania mieliśmy w kołach już ok. 300km.

Dalsze nudne i upalne kilometry prowadziły w sumie nawet nie pamiętam jak – czy przez Znojmo czy przez Mikulov. Jechałem, jak gugiel prowadził… W każdym razie postój na obiad wykonaliśmy tuż przed Brnem o godzinie 14:00.

Jakimś sposobem po obiedzie udało nam się bez tankowania dokulać do Polski. Paliwo uzupełniliśmy dopiero na stacji Crab w Gotartowicach, gdzie też przyszedł czas pożegnania. Machnęliśmy pamiątkowe zdjęcie i…

…rozjechaliśmy się do domów. Ynciol poleciał do siebie, a Browar jeszcze odprowadził mnie pod dom mojej żony.

Wyprawa zakończyła się dla mnie o godzinie 17:00 :).
Tego dnia nakręciłem 667km.

Trasa powrotna do domu.

Podsumowanie

Wreszcie udało nam się gdzieś wspólnie wyjechać! Klasycznego Męskiego Wyjazdu, gdy spoglądam wstecz, nie udało nam się zorganizować przez 5 lat! Ostatnie było w 2011 r. Pekelne Kletno… Co prawda był potem jeszcze wyjazd na Tor do Radomia w 2012 r., ale miałem wtedy kobitę na plecach, więc się nie liczy ;). W 2013 r. nie działo się nic, w 2014 r. Ynciola nie udało nam się wyciągnąć na drugą rundę Torowania w Radomiu, a w 2015 r. jedyny wspólny wyjazd to (sfeminizowane) MotoGP w Brnie. Rok 2016 pozostawię bez komentarza.
Także wreszcie, po wszystkich tych latach posuchy, przyszło nam przeżyć wspólnie pięć niesamowitych dni, pełnych bezkompromisowej jazdy, genialnych widoków i samczego humoru. Pięć wyrwanych od życia niezapomnianych dni – po jednym za każdy z poprzednich lat… 🙂

Dla mnie wyjazd zamknął się dystansem 2345km. Na koniec wyjazdu na szafie CBFy widniał przebieg 138494km. Sprzęt spisał się bez zająknięcia, co (zważywszy np. na napęd mający ponad 90kkm) było całkiem pozytywnym darem od losu ;).
Pozostaje mieć nadzieję, że Męskie Wyjazdy zagoszczą na stałe w naszej przyszłości i każdego roku uda nam się spędzić w siodle te kilka oderwanych od szarej rzeczywistości dni.
Co do Alp…
Niezmiennie jest to jeden z najpiękniejszych rejonów, jakie przyszło mi zwiedzać z siodełka motocykla. Komercyjne, drogie i niestety często bardzo mocno obciążone ruchem, ale w dalszym ciągu genialne miejsce do spędzania wolnego czasu na motocyklu. Alpy są nieprzebraną kopalnią krętych dróg i przełęczy, po których jeżdżenie nigdy się nie nudzi. Zawsze jest gdzie dobrze zjeść i przenocować. Także bardzo chciałbym jeszcze kiedyś tam wrócić…