Obóz pracy w Anglii

Dzień 30 – 22.07.2007

Niedziela. Pierwszy dzień wolny od pracy, odkąd ją rozpoczęliśmy w Cardiem :).
Oczywiście odespaliśmy się solidnie i poderwaliśmy tyłki dopiero ok. 9:00. Wciągnęliśmy śniadanie, poobijaliśmy się jakiś czas, po czym zaczęliśmy przygotowania do kolejnej rajzy motocyklowej :). Nie można było dnia zmarnować :).
Jednak nie od razu ruszyliśmy w zwiedzanie. Brak czasu nawarstwiał nam różne drobne sprawy, które wymagały załatwienia. Wiedzieliśmy, że jeśli nie zajmiemy się tym dziś, na następną okazję możemy czekać znowu kupę czasu.
W pierwszej kolejności ruszyliśmy więc do Hyde, gdzie obeszliśmy kilka hipermarketów i sklepów w poszukiwaniu żarówki kierunkowskazu do XJty :). Kiedy już się wreszcie znalazła, okazało się, że kosztuje jedyne 5f. A co tam! 30zł za żaróweczkę… 😛
Potem zajechaliśmy do Argosu w Glossop. Artur chciał kupić jakieś plecaki, a ja myślałem nad nowym telefonem komórkowym i kartą pamięci do aparatu, bo kończyło mi się miejsce na mojej.
I tak jakoś namarnowaliśmy tyle czasu, że zrobiło się popołudnie, a żołądki zaczęły się nam buntować. Przed wyruszeniem więc na kolejny podbój Parku Peak District, kupiliśmy na szybko dwie pizze w Tesco i w domu odgrzaliśmy je w mikrofali. Z nowymi zasobami energii, ok. 14:00 wreszcie wyruszyliśmy w drogę :).

No to wio!

Tym razem postanowiliśmy pojechać trochę bardziej na południe, żeby nie jeździć po swoich śladach z ostatniej rajzy. Ale szczerze mówiąc to nie pamiętam, którędy jechaliśmy :). Trochę z powodu tego, że nie zapisałem nic na ten temat, ale przede wszystkim dlatego, że się pogubiliśmy jak rzadko :D.
Na dzień dzisiejszy przypuszczam, że wyruszyliśmy przez nasz punkt widokowy na drogę A624, która zaprowadziła nas przez New Mills do A6. Szybko zjechaliśmy z niej jednak w prawo na trasę A5004, która wg. mapy już biegła przez ładne, puste zielone tereny :).
No i faktycznie tak biegła :). Fajna kręta trasa z dobrym asfaltem :). Ale i tego było nam za mało, więc jak tylko zobaczyliśmy pierwszą szutrówkę odbijającą w prawo, oczywiście w nią wjechaliśmy :).
Dróżka pięła się trochę pod górę, prowadząc w zasadzie na puste pole, po którym gdzieniegdzie biegały owce ;]. Z czasem też nasza „szutrówka” zamieniła się w zwykłe koleiny wyżłobione przez samochody ;). Miodzio! 😉

Suma summarum, w końcu zjechaliśmy z naszego wzniesienia już zupełnie po trawie, na czuja zgadując, co jest jeszcze „drogą” a co polem :P. I na dole trafiliśmy na zamkniętą bramę, oddzielającą nas od drogi A5004. Profesjonalny zamek naszej przeszkody, w postaci kawałka drutu, nie był zbyt skomplikowany do rozpracowania, toteż udało nam się jakoś go sforsować i wrócić szczęśliwie na asfalt :).
Dalej już grzecznie, asfaltem dojechaliśmy w okolice Buxton, gdzie kolejny raz zainteresowaliśmy się jakąś boczną drogą, która czysto teoretycznie mogła nas zaprowadzić na fajne skałki, które niedaleko widzieliśmy. Jednak droga skończyła się… zakładem kamieniarskim :). Znaki ostrzegawcze zagrożenia śmiercią nie odstraszyły nas przed dokonaniem eksploracji terenu zakładu, jednak nie znaleźliśmy tam nic interesującego.

Druga próba sforsowania „fajnych skałek” zaprowadziła nas dokładnie pod ich podnóża, ale i tam wjazd był zakazany i monitorowany ;]. Czyli wjechaliśmy, nie znajdując jednak nic godnego naszych opon :P.
Błądząc opuściliśmy Buxton i polecieliśmy drogą A53, szumnie nazwaną „Ostrzem Siekiery” (Axe Edge). Z tej drogi chcieliśmy odbić gdzieś w lewo na boczne dróżki, które na mapie kręciły się po zielonym ;]. To były nasze jedyne kryteria oceny gdzie jechać – tam gdzie zielone placki i drogi najniższej kategorii :).
No i kolejny raz nie zawiedliśmy się :). Asfaltówka, na którą wpadliśmy była szerokości jednego samochodu i przecinała prześliczne, zupełnie niezaludnione tereny. Zero samochodów, pola, zwierzęta hodowlane i… cisza :). Niesamowita, niespotykana cisza…

Dróżka pozbawiona była jakichkolwiek odbić, toteż gdy niestety zaczęło kropić, z wielką radością przyjęliśmy napotkane skrzyżowanie. Na czuja skręciliśmy tam w lewo, w drogę powrotną w okolice Buxton. Niestety nie wiem dokładnie jak przebiegała nasza wycieczka na tym etapie ;]. W każdym razie w pewnym momencie wpadliśmy w coś na kształt wąwozu, którego dnem biegła nasza asfaltówka. Tam to dopiero było ślicznie i poprzednia cisza, w porównaniu z tą była zdumiewająco… cichsza ;).

Napawać się jednak tym wszystkim nie mieliśmy za bardzo czasu, bo pogoda psuła się i wcześniejszy kapuśniaczek z wolna zapowiadał coś większego…
Jakoś udało nam się wydostać z tych wąskich uliczek – choć nie wiem gdzie 😛 – i odnaleźć szlak prowadzący do domu. Przypuszczam, że wyjechaliśmy na A515 i jadąc przez Buxton wróciliśmy na A6. Zaś za Chapel-en-le-Frith skręciliśmy na A624 i już „standardowo” wróciliśmy do domu tą samą drogą, jak z poprzedniej rajzy. Oczywiście rozpadało się konkretnie, więc do domu weszliśmy z lekka przemoczeni… Rajza skończyła się koło 17:00.

Dosyć prawdopodobna wersja wycieczki ;).

Mimo średniej pogody było w sumie zupełnie nieźle. Parę fajnych miejsc zobaczyliśmy i co pośmigaliśmy to nasze :). A było tego 120km. Licznik stanął na przebiegu 25756km.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *