Anglia

Dni 36 i 37 – 30 i 31.07.2006 r.

Wstałem około 8:00 rano. Jacek i Kaja wrócili w nocy z Londynu. O tyle dobrze…
Rano pojechałem po paliwo do moto, potem skoczyłem na neta i na zakupy. Siedziałem też dużo w pokoju i zaszywałem tankbag, który rozwalał się na całego. Co tu dużo mówić – unikałem spotkania z Jackiem ;].
Gdzieś po południu, gdy Kai i Jacka nie było w domu, zabrałem się za szukanie sposobu na srające koty. Zauważyłem bowiem, że skubane upodobały sobie najbardziej fragment ogródka, gdzie była odkryta gleba – na prostokącie może 1m x 0,5m. Znalazłem kawałek paździerzowej płyty, którą przykryłem połowę dziury z glebą, a resztę zakryłem kawałkiem wykładziny, którą docisnąłem cegłami… I jak się potem okazało – koty przestały nam srać :D. Na sikanie po pokrowcach rady nie znaleźliśmy, ale przynajmniej nie było już kłopotu z kuponami :).

W końcu około godziny 16:00 trafiliśmy się z Kudżą w kuchni i wyjechaliśmy na siebie z artylerią… 🙂
W zasadzie to złość w miarę szybko ustąpiła wyjaśnieniom. Wszystko sobie w miarę wyprostowaliśmy i doszliśmy do porozumienia. I dobrze, bo od tej pory był już znowu między nami blat i zgodność :).
Wieczorem jeszcze uzupełniłem olej w CB, bo zjadła jakieś (o zgrozo!) 100ml :P. Niesamowity silnik – 70tyś.km nakulane i przy takich dziennych przebiegach, z niemałymi przecież prędkościami – zadowalał się śladowymi ilościami oleju… Po GSie to naprawdę było dla mnie rzeczą niesamowitą!
Przed spaniem schowaliśmy jeszcze z Kudżą mój motocykl do ogródka i na tym dzień się zakończył.

Od następnego dnia wszystko miało wrócić do normalnego trybu. Praca do późnego popołudnia, nuda i odpoczynek wieczorem. Ale już w poniedziałek właściciel naszego domu zafundował nam małe urozmaicenie – wprowadził nam do mieszkania na kilka dni dziewczynę z Bangladeszu o imieniu Uzma. Trochę nabiegaliśmy się po pracy z przeprowadzaniem Kamila do mnie na górę, żeby zwolnić dziewczynie pokój, a potem, wspólnie z nową współlokatorką, do wieczora sobie gawędziliśmy w salonie.

To było jak się okazało jednak nic, bowiem wtorek już zupełnie wypadł z normalnego, szarego schematu…