Skandynawia

Dzień 9 – 27.06.2005 r.

Nawet gdybyśmy chcieli wstać później, niż o 8:00 rano, to by się nie dało. Po prostu człowiek się budził i już spać nie mógł :).
Pogoda niezbyt nastrajała do dalszych poszukiwań pracy, ale też jaki mieliśmy wybór? W porannym chłodzie, silnym wietrze i lekkim deszczu, po śniadaniu zwinęliśmy obóz i już o 10:00 wyjeżdżaliśmy z lasu. Pogoda była naprawdę paskudna, a na to wszystko zaczynałem czuć się chory :|. Ale twardym trza być, nie miętkim ;).
Po blisko dwóch godzinach bezowocnego jeżdżenia, zatrzymaliśmy się na stacji, aby jakoś się ogrzać. Odpaliliśmy kuchenkę i zrobiliśmy sobie po barszczyku oraz herbacie. Ja wszamałem przy okazji trochę chemii, żeby się ratować przed chorobą, która zupełnie jakoś nie była mi na rękę ;).
Pokrzepieni na ciele (lecz nie na duszy), około 13:00 wróciliśmy do priorytetowego zajęcia – tj. szukania roboty.
Po kolejnych dwóch godzinach jeżdżenia mieliśmy już serdecznie dość tej wyspy i postanowiliśmy zwiać z niej na stały ląd. Udaliśmy się więc na prom.

Spadamy stąd!

Na drugim brzegu, korzystając z dużego parkingu i nieco poprawiającej się pogody, zrobiliśmy sobie obiad. Polskie flaczki z puszki zdecydowanie poprawiły mi humor :).
Posileni – ruszyliśmy dalej. Droga poprowadziła nas do miejscowości Stenungsund, gdzie udało nam się kupić kartki pocztowe ze znaczkami, a ja wysłałem list, który spłodziłem dzień wcześniej w namiocie i kupiłem kartę startową ze szwedzkim numerem do komórki :).
Po tych wszystkich czynnościach zadecydowaliśmy, że wracamy w okolice Goteborga i na dziś już dajemy sobie siana z poszukiwaniem roboty.
Pod Goteborgiem obejrzeliśmy sobie fortecę Bohus Festning, do której jednak – z racji późnej godziny – nie udało nam się wejść.

Pogoda się zdecydowanie poprawiła :).

Wieczorem zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem i wpakowaliśmy się na teren jakiegoś zakładu, niby strzeżonego przez kamery. Zaraz obok z jednej strony mieliśmy jezioro (znowu :P), a po drugiej – tory kolejowe. Za torami była autostrada ;). Z tego też powodu na wrażenia akustyczne nie mogliśmy narzekać, no, ale przecież… „to nie hotel” ;).
Namiot stanął szybko, motocykle przytuliły się do krzaków, a my udaliśmy się na spoczynek.
Dzisiaj padło tylko 127km. Na liczniku pokazała się liczba 50747 przejechanych kilosów..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *